Czy blogi schodzą na psy?
Ostatnio Jola z Audio-Bloga rzuciła wyzwanie i zaprosiła do dyskusji. Czy blogi schodzą na psy? Temat zainspirowany został tekstem blogerki Mardy Be.
Autorka napisała: “Jest pewna granica w kwestii poziomu tekstów blogowych, której zwyczajnie nie można przekraczać. Właśnie z tego względu tym bardziej chcemy znaleźć się po drugiej stronie. Codziennie wertuję nowe blogi, szukam ciekawych artykułów, felietonów, opowiadań. Naprawdę ciężko jest wyłapać prawdziwe perełki, najczęściej znajduję teksty o niczym, albo o wszystkim, co prowokacyjne, wyuzdane i wulgarne. Stąd tytułowe „rozwolnienie obyczajów”.
Nie wiem co Wy na ten temat sądzicie, ale słowo pisane jest dla mnie święte. Artykuły cały czas żyją i będą żyć w przestrzeni internetowej. To w jaki sposób piszemy świadczy o naszym poziomie, kształtuje nasz wizerunek, a przede wszystkim pokazuje nasz rozwój, czy to kulturalny, czy intelektualny. Nie chciałabym za kilka lat wrócić do swoich tekstów i ze wstydem patrzeć w przeszłość i swoje twórcze początki. Oczywiście możemy brnąć w pewną konwencję, kształtować wizerunek osoby sarkastycznej, nieco wyuzdanej. Przecież jesteśmy zwariowani, młodzi, z wielkich ośrodków i… z ograniczonym zasobem słów. Zastanawialiście się czy bloger, który co drugi wpis tytułuje: „ch*jowe sposoby na poderwanie faceta”, „10 zaje*istych porad, które odmienią wasze życie”, „dlaczego faceci to piz*y (…)”, zostanie kiedyś zaproszony do panelu dyskusyjnego? Raczej nie. Osoby organizujące eventy muszą mieć pewność, że osoba będzie potrafiła się wysłowić, bez cenzurowania wypowiedzi, nie mówiąc już o merytorycznym sensie. Oczywiście sytuacja się zmienia gdy przebywamy w gronie bliskich znajomych, pozwalamy sobie na więcej, poza tym nasze słowa są ulotne, a znajomi wiele są w stanie znieść i wybaczyć, bo po prostu nas znają.”
Podjęłam dyskusję, ponieważ mam trochę inne zdanie.
Według mnie granice nie istnieją żadne. To tak jakby w naszym bądź w każdym innym kraju stworzyć getta i pozamykać w nich różne grupy społeczne. Musimy pamiętać, że w dzisiejszych czasach internet stanowi wolny środek przekazu, a bloga może założyć każdy, niezależnie od poziomu intelektualnego. Nie uważam również, aby panowało jakieś „rozwolnienie obyczajów”. Od zawsze każde społeczeństwo było podzielone pod względem nie tylko statusu materialnego, ale również poziomu intelektualnego.
Wszystkich jednak obowiązują te same prawa, do których należy między innymi wolność słowa. Gdyby tak pójść, powiedzmy, do galerii handlowej i porozmawiać z każdą osobą robiącą tam zakupy, bądź jedynie uprawiającą galeriowe spacerki, dość modne w ostatnich latach, to okazałoby się, że spora grupa naszych rozmówców nie spełniałaby naszych oczekiwań. Co więcej, dla tej samej grupy prawdopodobnie my też nie bylibyśmy na odpowiednim poziomie. Dla jednych bylibyśmy zbyt sympatyczni, dla innych za mało wulgarni. Blogosfera jest właśnie taką galerią. Każdy może do niej wejść i wybrać co mu się podoba. Jedni blogowicze cechują się inteligencją, poczuciem humoru, rozeznaniem w poszczególnych tematach, podczas gdy inni mają do powiedzenia tylko tyle, że pogoda jest ch****a, ale poza tym to jest za*****ście. I w żaden sposób nie da się tego wyeliminować. Przecież z galerii nie wyrzuca się ludzi, którzy nie cechują się określonym poziomem, nie mówiąc już o górnolotnym myśleniu.
Zgadzam się natomiast z jednym stwierdzeniem autorki tekstu. Mianowicie, że pisząc teksty, skupiamy wokół siebie konkretną grupę odbiorców, która właśnie takie teksty ceni. Może się jednak okazać, że wbrew pozorom, teksty prymitywne, prostackie bądź po prostu głupkowate, przyciągają taką samą liczbę odbiorców, co te ambitne i kulturalne. Jak to mówią: „każda potwora znajdzie swego amatora”. Każdy operuje na danym poziomie i obcuje z ludźmi z tego samego poziomu, czy jest blogerem, politykiem czy też osiedlowym żulem. Jedni lubują się w taśmowych serialach, ponieważ są dla nich proste i przyswajalne. Inni kochają wielkie dzieła kinematografii. Jedni podwyższają poziom społeczeństwa, podczas gdy inni w tym samym czasie go zaniżają. I tak będzie zawsze, czy to na ulicy, w autobusie, szpitalu czy też w internecie.
Słowo pisane cechowało się kiedyś większą wartością merytoryczną i kulturową niż obecnie. W czasach, kiedy internet dopiero rodził się jako zarys pomysłu, każdy tekst był filtrowany pod względem treści. I tylko te na określonym poziomie wypływały na powierzchnię, choć już wtedy były zróżnicowane pomiędzy pewnymi widełkami. Trudno przecież porównać dawny „Przekrój” do, chociażby „Detektywa”.
Teraz, tak jak i wtedy, pisać może każdy, z tą różnicą, że teraz każdy może swobodnie opublikować swoje wypociny w internecie. My jako czytelnicy, możemy jedynie omijać pewne, nieodpowiadające nam treści. Nie można nikogo wirtualnie zakneblować, tylko dlatego, że operuje na innym niż nasz, poziomie intelektualnym.
A Wy co sądzicie na ten temat?