City-by-night
STYL ŻYCIA,

Go with the flow czyli mam coś nowego!

Przez cały tydzień miałam jakieś grypsko i nie chodziłam do pracy, znaczy poszłam raz, ale okazało się, że nie mogłam mówić przez dłuższą chwilę, a że jestem tłumaczem ustnym, a nie migowym, to wiadomo, więcej nie poszłam. Dzisiaj już jednak postanowiłam pójść, ponieważ wczoraj się lepiej poczułam, więc plan był taki, żeby się wyspać i wstać wypoczętym i nowo narodzonym. Okazało się jednak, że to dziwne choróbsko najwyraźniej dodało mi sił i wigoru, bo nie spałam całą noc. I złożyło się na to kilka czynników:

Po pierwsze, to postanowiłam być na czasie, iść z nurtem (go with the flow — na dowód, że jestem tłumaczem : )), a że i tak miałam ogromne zaległości w byciu na czasie, to musiałam zacząć już, teraz i natychmiast. I zaczęłam i wciągnęłam się trochę, zwłaszcza że od momentu, kiedy to wykasowałam pod wpływem impulsu ze swojego telefonu Candy Crush Saga, inne rzeczy wciągają mnie o wiele szybciej niż kiedyś i przepadłam jak kamień w wodę, albo jak mucha w kibel, jak kto woli. I się wybiłam ze snu.

Po drugie, obmyślałam plan. Plan bardzo ważny, szczegółowy, precyzyjny i niecierpiący zwłoki. Mianowicie…miałam tego nie pisać, ale napisze, co mi tam…mianowicie plan dotyczył tego, jakbym się miała ubrać, gdybym przypadkiem zgłosiła swój blog do konkursu „Blog Roku” i gdyby przypadkiem ktoś na mnie zagłosował (w sumie to więcej „ktosi” by musiało zagłosować) i gdyby jeszcze przypadkiem mnie zaprosili na galę…No, plan bardzo potrzebny, bo gdyby jednak przypadkiem…to człowiek musi jakoś wyglądać, nie?

Po trzecie, po chorobie, która mnie w sumie jeszcze trochę trzyma, strasznie wyschło mi w gardle i musiałam bardzo dużo pić i przez cały czas. A wiadomo, jak pić to i chodzić do toalety też bez przerwy.

Po czwarte, około 3 nad ranem zaczęłam być tak głodna, że mój cały plan odnośnie koloru sukienki i szpilek czy też nie-szpilek, zaczął sprowadzać się do tego, żeby zejść na dół, otworzyć lodówkę i zjeść konia z kopytami, który tam na mnie czekał. W rezultacie zjadłam tylko kawałek sera żółtego, ponieważ nie jem pszenicy, a taki koń pewnie ma jej w sobie pełno!

I po piąte, nawet gdybym nie próbowała iść z nurtem (go with the flow) i gdybym nie obmyślała planu wielkiego i gdyby mi w gardle nie zasychało i nawet gdybym w końcu z tego wszystkiego nie zgłodniała, to i tak bym nie spała i tak, bo się okazało, że była prawie pełnia księżyca! I to bardzo prawie, bo w 99%, co oznacza, że całkowita pełnia będzie dzisiaj, czyli wczoraj była prawie pełnia. Sprawdziłam to na internetowym kalkulatorze faz księżyca i przy okazji odkryłam, że takowy w ogóle istnieje, stąd wiem. A wiadomo, że jak pełnia, to wszystkie kobiety rodzą na hura, znaczy się te, które są w ciąży, przy końcu, a te, które w ciąży nie są, albo nie przy końcu, to one nie śpią. A w prawie pełnię jest prawie tak samo.

Tak więc, jak widzicie, z góry byłam skazana na skrajne wyczerpanie i niewyspanie. I jeżeli chodzi o punkt pierwszy, to coś się z tego wykluło, o czym was z radością informuję.

Wiadomo, że jak chce się do czegoś dojść, to trzeba iść z czasem i być na czasie, a ja oczywiście jestem! Konto na Naszej Klasie na przykład założyłam już w rok po tym, jak Nasza Klasa w ogóle powstała.

Z Facebookiem było nieco gorzej, bo gdy mi mój niegdysiejszy szef kiedyś wspomniał o tym, to sobie tego do serca nie wzięłam, bo mój szef miał wtedy 65 lat, więc co on się tam znał na portalach społecznościowych. Poza tym na cholerę komuś jakaś księga twarzy. Dopiero kilka lat później ludzie zaczęli coś o tym wspominać, że czemu nie mam, to weszłam na to, a tam się okazało, że wszyscy z Naszej Klasy się tam już dawno przenieśli. Więc ja też czym prędzej otworzyłam swój profil.

Teraz przyszła pora na najnowszą nowość, nie wiem, czy słyszeliście, ale kilka lat temu powstał Instagram, taki portal społecznościowy, tylko ze zdjęciami…nie ważne, w każdym razie postanowiłam sobie też takie konto założyć. Co prawda miałam już kiedyś tam jakieś konto. Wstawiłam nawet jedno zdjęcie, czy dwa, po czym stwierdziłam, że nie potrzebna mi kolejna Picasa (i nie mówcie mi, że Picasa już nie jest na czasie) więc zaniechałam dalszych akcji w tym zakresie.

Teraz już jestem na czasie, mam konto i mam nawet zdjęcia, więcej niż jedno i kto ciekaw to może troszkę tam popodglądać i zobaczyć jak wygląda moja Mysza i mój Misiek i Mira Faber nawet. Także jakby co, to zapraszam na mój Instagram!

A ja się idę rzucić na kanapę i udawać, że mnie nie ma, albo, że śpię, szczególnie przed dziećmi, bo nie spałam całą noc.

Visit Us On FacebookCheck Our Feed
Przeczytaj poprzedni wpis:
Robotka
Gotowy przepis na to, jak można okazać trochę serca

Nie będę oryginalna, zauważając, że Święta zbliżają się wielkimi krokami! I gdyby nie fakt, że codziennie muszę zajrzeć do kalendarza,...

Zamknij