Ja dla siebie – Wyzwanie Miry
Dzisiaj mam zamiar podzielić się z Wami pomysłem, na który ostatnio wpadłam.
Pomyślałam sobie, że ostatnio moje życie przyspieszyło, wszystko dzieje się zbyt szybko, jakoś dużo tego a ja się w tym wszystkim powoli gubię. Lubię, gdy dużo się dzieje, zawsze tak funkcjonowałam i sprawiało mi to przyjemność, jednak teraz czuję, że tracę nad wszystkim kontrolę. Zbyt dużo rzeczy do zrobienia, zbyt mało czasu. I z niczego nie chcę zrezygnować.
Znasz to? Biegniesz do przodu każdego dnia, robisz tysiąc rzeczy na raz, myślisz o milionie rzeczy na raz, bo ktoś myśleć musi i zawsze się okazuje, że jak to nie będziesz ty, to rany boskie, świat się zawali i będzie koniec. Działasz na najwyższych możliwych obrotach, próbując zrobić jak najwięcej i zużyć na to, jak najmniej czasu i po latach wprawy żonglowanie Ci już całkiem nieźle wychodzi. Wpadasz w wir, przyzwyczajasz się do wywieszonego jęzora i pędzisz sobie dalej.
A pamietasz, kiedy ostatnio poleżałaś sobie w wannie, słuchając muzyki? A pamiętasz, kiedy ostatnio zrobiłaś coś dla siebie samej, ale nie przy okazji zadowalania całej rodziny, tylko tak po prostu, tylko dla siebie i tylko to, co miałoby na celu jedynie sprawić Ci przyjemność, bez robienia dziesięciu pieczeni na jednym ogniu? Jeżeli pamiętasz, to masz kurde szczęście. Bo ja nie pamiętam, chyba żeby wliczać każdy raz, kiedy to idę do toalety, zamykam się na cztery spusty, żeby w pięć minut się załatwić i poczytać książkę przy okazji. Ale to jest właśnie „przy okazji” i dwie pieczenie na jednym ogniu są. Poza tym pięć minut to jakby trochę jednak mało.
I pomyślałam sobie, że koniec z tym. Że tak się nie da, znaczy da, ale to nie ma sensu i że ja to właśnie teraz zmienię. Nie mogę dłużej latać cały dzień na jednej kawie, nie pamiętając jak mam na imię. Nie mogę też i nie chcę rezygnować z niczego, co robiłam do tej pory, mimo że jest tego może zbyt wiele. Muszę zadbać o siebie trochę bardziej, muszę poświęcić czas sobie samej, bo nikt inny mnie w tym nie wyręczy, a przecież ja też jestem ważna!
I rzuciłam sobie wyzwanie. Od dziś ja też się liczę! Od dziś, przez następne 30 dni, każdego dnia wygospodaruję jedną godzinę, którą poświęcę tylko i wyłącznie sobie.
Chcesz do mnie dołączyć? W kupie zawsze raźniej, nie? I łatwiej może. Bo to wyzwanie wcale proste nie jest. U mnie wyszło tak, że żeby wygospodarować godzinę dziennie, bez rezygnowania z tego, co robiłam do tej pory, to będę musiała wstać o 5 rano każdego dnia. Wiem, to nie jest normalne, to jest lekko chore, ale inaczej nie da rady. Poza tym ponoć ludzie sukcesu śpią mniej niż reszta, więc…sami rozumiecie.
Zastanów się, czy chcesz do mnie dołączyć, masz czas do poniedziałku, a potem ruszamy z wyzwaniem, pod hasłem „Ja dla siebie”.
Moje wyzwanie wygląda tak:
- codziennie wstaję o 5 rano (podobno żyją tacy ludzie, którzy tak potrafią, więc ja też mogę!)
- jem prawdziwe śniadanie (bo od lat tego nie robię…)
- biegam lub ćwiczę słuchając muzyki, która nastroi mnie pozytywnie na cały dzień (bieganie z mopem lub szmatą do kurzu się kompletnie nie liczy!)
- melduję się na fb, co zjadłam i co zrobiłam (i mam nadzieję, że Ty też to będziesz robić, żeby było nam, raźniej)
A później pozostaje mi już tylko cieszyć się tym, że zrobiłam coś dla siebie