Jak jeszcze bardziej ograniczyć Polaków czyli burza antyaborcyjna
Burza antyaborcyjna nadal trwa. Myślałam, że szybko przejdzie, a jednak hula, dzieląc naród na tych „lepszych” i „gorszych”, tyle że jeszcze nie wiadomo, która grupa jest która. Wyszła nawet poza granice kraju, skąd dochodzą wieści, że inne kobiety wspierają kobiety polskie w ich proteście przeciwko zaostrzeniu ustawy aborcyjnej.
Każdy czuje się zobowiązany do przyjęcia stanowiska. Za czy przeciw, ludzie wychodzą na ulice, jedni z wieszakami inni z plakatami głoszącymi hasła o obronie życia. Każdy czuje, że powinien mieć swoje zdanie, że powinien coś zrobić, pokazać innym, próbować coś zmienić.
Ja tam na ulice bym nie wyszła, nawet gdybym mieszkała jeszcze w Polsce. Z jednego powodu. Niezależnie od tego, ile ludzi wylezie i co będą krzyczeć, rząd i tak zrobi to, co będzie chciał. Nie wierzę, żeby ta ustawa przeszła, ale jednocześnie nie zdziwiłoby mnie zbytnio, gdyby jednak… Polska od lat uparcie się cofa, absurd goni absurd, więc naprawdę nic już nie jest w stanie mnie zaskoczyć.
Zastanawia mnie to, w jakim stopniu pomysł o zaostrzeniu ustawy przemyślano. Bo oczywiście podpisać to żaden problem, a konsekwencje, jakie się z tym wiążą, rządu już tak jakby dotyczyć nie będą. Ani tym bardziej kościoła. Oni będą w dupie mieli to, że liczba noworodków pozostawianych na śmietnikach wzrośnie niewyobrażalnie. W dupie będą mieli to, że domy dziecka przepełnione będą nieuleczalnie chorymi, cierpiącymi dziećmi, których utrzymanie kosztuje majątek. W dupie będą mieć to, że podziemie aborcyjne rozrośnie się do potężnych rozmiarów, tworząc jednocześnie zagrożenie dla kobiet, które chcą same dokonać wyboru. Nie będą nikogo obchodzić te wszystkie nastolatki, które popełniły błąd i będą za to płacić do końca życia. Na żadną pomoc od państwa nie będą mogły liczyć. Ani zgwałcone kobiety, nimi też nikt się nie przejmie. Zgwałcona kobieta albo usunie i pójdzie siedzieć, zamiast gwałciciela, bo on przecież nikogo nie zabił! Albo nie usunie i będzie patrzeć na swoje dziecko, które do końca życia będzie jej przypominało o tym, o czym pragnie zapomnieć, ale wtedy już nikt nie będzie jej miał nic do powiedzenia.
Tu nie chodzi o to, co jest słuszne a co nie. Miliony Polaków teraz krzyczą, jedni za tak, inni za nie, ale tak naprawdę, to zmierza donikąd. Każdy człowiek ma swoje sumienie, swoje doświadczenia, swoją ocenę dobra i zła. Jedne kobiety wychowują dzieci, które nie mają szans na normalne życie, inne oddają takie dzieci do specjalnych placówek, a jeszcze inne nie dopuszczają, aby takie dziecko się narodziło. I żadnego z tych wyborów nie mamy prawa oceniać.
I do tego tutaj zmierzam. Każdy może mieć swoje stanowisko, swoją opinię lub jej brak. Jednak nikt nie ma prawa tego narzucać innym. Po prostu.
Każda aborcja to dramatyczna decyzja, podjęta w ciszy, nie na forum, nie przed publicznością. I do takiej decyzji każda kobieta powinna mieć prawo, bo to ona będzie ponosiła konsekwencje.
Poza tym rzekomi „obrońcy życia” tak naprawdę nie zupełnie nimi są. Kobieta, której życie jest zagrożone z powodu ciąży, teoretycznie będzie musiała urodzić. Jeżeli umrze podczas porodu lub wskutek komplikacji, to to już na obronę życia mi nie wygląda. Jeżeli dziecko przeżyje, będzie pół sierotą, w najlepszym przypadku. Kobieta ta osieroci jeszcze swoje pozostałe dzieci, jeżeli takie posiada. Każda decyzja podjęta w takiej sytuacji będzie ciężka. Trzeba by tylko zmierzyć ilość nieszczęść, które każda z nich spowoduje.
I takich argumentów można by mnożyć i mnożyć, a i tak według mnie wszystko sprowadza się do jednego. Każdy ma prawo mieć swoje zdanie. Każdy ma prawo podejmować własne decyzje, każdy ma prawo do swoich pomyłek, do swoich wyrzutów sumienia.
Każde małżeństwo, czy każda kobieta, która musi podjąć dedycję, niech będzie, jeżeli już, więźniem własnego sumienia, a nie sumienia całej rzeszy rozkrzyczanych ludzi, którzy z podobną decyzją prawdopodobnie nigdy nie musieli się zmierzyć. Jesteś przeciwko aborcji? To jej sobie nie rób. A reszcie daj prawo wyboru.