Jestem w ciąży. I co dalej?
Czekałam długo na tą chwilę, czekałam kilka ładnych lat na to, żeby „dojrzeć” do takiej decyzji. I nadszedł moment, kiedy myślałam, że to już, że jestem gotowa, że już czas. I właśnie wtedy rozpoczął się nowy etap w moim dotychczasowym życiu. Ten najwspanialszy i zarazem najtrudniejszy. Nigdy w życiu nie byłam bardziej szczęśliwa jak w ciągu ostatnich kilku lat. I nigdy w życiu nie połknęłam większej ilości łez jak właśnie wtedy. Emocjonalny rolercoaster, z którego nie da się zejść, co więcej, z którego wcale nie ma się ochoty schodzić.
Być może byłam dojrzała, być może to był odpowiedni czas, jednak uważam, że kompletnie nic nie było w stanie mnie przygotować na to, co miało nadejść, na ten strach i na tak wielką radość, na tak gwałtowne bicie serca i na taką siłę własnej miłości. Stało się, zostałam mamą. I teraz wiem, że żadne opowiadania, żadne cudze wspomnienia nie są w stanie przekazać tego, co się czuje, gdy zostaje się mamą.
W jednej sekundzie zmieniło się wszystko, począwszy od rytmu mojego serca, przez epicentrum własnych myśli, aż do mojego postrzegania świata. Nagle stałam się odpowiedzialna nie tylko za siebie.
Kiedy położna położyła mi Myszę na piersi zaraz po tym, gdy się urodziła, mój świat zawirował. Byłam najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Pełną obaw, strachu przed nieznanym, pełną miłości i przepełnioną szczęściem. A potem się zaczęło.
Jak być mamą? Co robić? Musiałam się wszystkiego nauczyć. Każdy dzień był dla mnie czymś nowym. Zmęczenie czasami powalało mnie z nóg, zmęczenie nie tylko fizyczne. Hormony szalały, sprawiając, że wybuchałam płaczem nagle, bez żadnego racjonalnego powodu, głowa zaprzątnięta była cały czas pytaniami: „co teraz?, czy dobrze ją trzymam? Czy dobrze karmię? Czy ona wie, że ją kocham?, czy jak zasnę, to nic jej się nie stanie?”. I byłam z tym wszystkim sama. Sama tak jak chyba większość kobiet w tym okresie. Przynajmniej ja się tak czułam. Był koło mnie M, dbał o mnie, pomagał jak umiał, pocieszał. Czy rozumiał? Wątpię. Wątpię, żeby ktokolwiek, kto nie był matką, był w stanie zrozumieć. Zrozumieć strach, kiedy kładziesz się spać ze zmęczenia, a wolałabyś czuwać przy łóżeczku, żeby nic się nie stało, strach, kiedy dziecko płacze a ty razem z nim, bo mąż patrzy na ciebie w wyczekiwaniu, bo przecież jesteś matką, przecież wiesz, czemu dziecko płacze, przecież wiesz, co robić, a Ty nie masz zielonego pojęcia, dlaczego płacze i nie wiesz co robić, żeby przestało. Strach z niewiedzy. Bo nie wiesz, czy dasz radę, czy będziesz potrafić zajmować się swoim własnym dzieckiem, dbać o dom, dbać o męża, chodzić do pracy, żyć dalej. I codziennie zadajesz sobie to samo pytanie: Jak to się robi? Mimo że właśnie to robisz każdego dnia, nie zdając sobie nawet z tego sprawy.
Tak mijają dni, tygodnie, miesiące, lata. Uczysz się każdego dnia, bo co chwilę potrzebujesz innych umiejętności. Jak panować nad zmęczeniem i poczuciem bezradności? Jak opanować wściekłość, kiedy czujesz, że nikt cię nie rozumie? jak opanować strach, kiedy nikt nie wie co robić, a ty nie masz wyjścia, musisz wiedzieć? Jak wychować dziecko tak, by go nie rozpuścić? I tak, żeby nie być zbyt rygorystycznym? Jak sprawić, żeby zrozumiało, a nie miało żalu, że postępujesz tak, a nie inaczej? Kiedy karać? I jak? A jak nagradzać? Jak odpowiedzieć na te wszystkie pytania, które padają prędzej czy później? Jak dopilnować, żeby rosło i rozwijało się w swoim własnym tempie i na swój własny sposób, kiedy to mamy ogromną chęć ingerować i czasami nie możemy się powstrzymać?
Czuję się odpowiedzialna za to, na kogo wyrosną moje dzieci. I czasami wiem, co powinnam robić, ale nie starcza sił, nie starcza cierpliwości. Czasami mam ochotę wyjść z domu na jakiś tydzień i odpocząć tak raz na zawsze, na zapas. Czasami zamykam się w łazience i ryczę z bezsilności. Krzyczę, przepraszam, znowu krzyczę, znowu przepraszam. Czasami emocji jest tak wiele, że nie jestem w stanie ich wszystkich okiełznać i wtedy czuję, jakby ogarniał mnie obłęd.
Mimo to jestem szczęśliwa, każdego dnia rozpiera mnie duma, że mam dwoje najwspanialszych dzieci pod słońcem, rozpiera mnie duma, że są moje i jestem im wdzięczna, że uczyniły mnie matką. I wiem jedno. Kocham je bezgranicznie i bez względu na wszystko i wiem, że one mnie kochają, ale do końca swojego życia będę musiała zasługiwać na ich szacunek, na ich wdzięczność i na uznanie. Ludzie często myślą, że rodzicom to wszystko się po prostu należy, bo dzięki nim dzieci przyszły na świat. To nie jest takie proste. Na szacunek i na uznanie w oczach własnych dzieci trzeba ciężko pracować tak, jak w przypadku szacunku każdego innego człowieka. I nie jest to najłatwiejsze zadanie, bo dzieci widzą więcej niż my, rozumieją więcej i inaczej, a to, czego nie rozumiały, zaczynają pojmować, gdy są coraz starsze. Dlatego bycie mamą, tą wspaniałą, najlepszą to ciężka praca do samego końca. I cieszę się, że było mi dane to zrozumieć. Dzięki temu mam szansę.