3307884615_a6f6149f1b_z
CHLEBOŻERCY,

Wiem jak wygląda dno – wywiad z cyklu „Chlebożercy”

Poznałam kiedyś człowieka, który był na samym dnie. Chłonęłam wszystko, co mówił, żeby dobrze zapamiętać na przyszłość. I jednocześnie przeżywałam żal za każdym razem, gdy przyszło mi z nim rozmawiać, bo nie bardzo wiedziałam, jak mu pomóc. Teraz odbił się od dna i walczy. Każdego dnia. Poznajcie Andrzeja.

Mira: Proszę przedstaw się czytelnikom.

Andrzej: Mam na imię Andrzej, mieszkam w UK, mam 32 lata. I mam bardzo duży problem. Jestem alkoholikiem.

M: W którym momencie twojego życia zacząłeś mieć problem z alkoholem? A: To długa historia. Kiedy miałem 22 lata I mieszkałem jeszcze w Polsce, rozpocząłem pracę na budowie. No I jak to na budowie, zaczęło się od jednego piwka, potem dwa, trzy, piętnaście. Mijały lata. Pracowałem w tej firmie siedem lat.

M: Dałeś radę pracować po piętnastu piwach?

A: Nie, nie dałem, piłem, kiedy już się odrobiłem. To była rodzinna firma, więc było trochę może inaczej, niż normalnie. Po piętnastu piwach szedłem spać.

M: Kiedy zorientowałeś się, że alkohol stanowi dla ciebie problem?

A: Och, dopiero pod koniec pracy w tej firmie, czyli po jakichś siedmiu latach stwierdziłem, że chyba mam problem. Zaczęły mi się trząść ręce. Marlena, moja ówczesna partnerka, powiedziała, żebym sobie zrobił przerwę w pracy, żeby sprawdzić, czy wytrzymam bez picia. Wytrzymałem. Po tygodniu wróciłem do pracy i znowu się zaczęło od jednego piwka. W końcu zaczęło mi się to wszystko wymykać spod kontroli. I właśnie wtedy Marlena chciała mnie zostawić.

M: I co postanowiłeś?

A: Poprosiłem, żeby dała mi jeszcze jedną szansę, wiedziałem, że muszę skończyć z pracą na budowie. Przyjechałem więc tutaj, do Anglii. Pojechałem do siostry i szwagra, na początek sam, żeby sprawdzić, jak mi będzie szło. W Polsce zostawiłem Marlenę i mojego synka.

M: Znalazłeś pracę?

A: Znalazłem. Popracowałem z pięć miesięcy, ale zacząłem bardzo tęsknić za synem i Marleną. Nie dałem rady wytrzymać dłużej i wróciłem do Polski. I historia się powtórzyła. Wylądowałem na budowie, bo to był mój fach. Znowu picie. Powrót do Anglii. Jednak tym razem postanowiłem popracować trzy miesiące, zarobić coś i sprowadzić tutaj Marlenę s synkiem. Nie było dla mnie innej opcji.

M: Udało się? Sprowadziłeś rodzinę?

A: Tak, po czterech miesiącach rodzina dołączyła do mnie.

M: I rozpocząłeś wymarzone, beztroskie życie w UK.

A: Poznałem kolegów. Anglików, Polaków, Ruskich. I tak się z nimi piło od czasu do czasu, ale bez przesady, bo pracowałem, więc nie mogłem sobie na to pozwolić. No i jakoś tak wszystko się zaczęło układać.

M: Więc co się stało? Bo wiem, że problem z piciem swojego końca wtedy nie miał.

A: Pamiętasz na pewno głośną sprawę tutaj u nas. Spaliła się przyczepa kempingowa z człowiekiem w środku.

M: Tak pamiętam. Chodziłam obok niej na spacery bardzo często. Wiem, że ponoć w środku był jakiś Polak.

A: To był mój brat. Miał 26 lat.

M: …… To był twój brat???

A: Tak. I w tamtym momencie przestało mi na wszystkim zależeć. Na pracy, na Marlenie… Chciałem tylko pić, pić, pić, pić. Żeby tylko nie pamiętać. Miałem ogromną depresję. Człowiek, który nie przeszedł przez coś takiego, nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo to boli. Z dnia na dzień było coraz gorzej i jedynym wyjściem dla mnie było napić się. Byłem z bratem bardzo blisko. Okoliczności jego śmierci nie zostały wyjaśnione. Niby najpierw znaleźli ślady benzyny wokół przyczepy, później nagle okazało się, że benzyny nie było i że pewnie zapaliło się od papierosa. Mój brat nie palił papierosów, tylko skręty z tytoniu, od których nie mogło się nic zapalić. Śmierć brata mnie złamała.

M: Twoja pierwsza myśl po przebudzeniu w tamtym okresie to?

A: Alkohol. Nic innego. Po przebudzeniu pierwsze co, to próbowałem sobie przypomnieć poprzedni dzień, a z tym było ciężko. A musiałem sobie przypomnieć wcześniejszy dzień właśnie z powodu alkoholu. Wtedy zawsze miałem przygotowany alkohol na rano, zawsze, nie było innej opcji. Tylko problem był w tym, że bardzo często po przebudzeniu nie pamiętałem, gdzie go położyłem.

M: Detoks został stworzony po to, żeby pomagać w walce z nałogiem, ty przeszedłeś go dwa razy. Dlaczego wciąż się nie udaje?

A: Detoks tutaj w Anglii jest za krótki, Trwa od ośmiu do dziesięciu dni. To jest zbyt krótko. Powinien trwać trzy miesiące. W dziesięć dni wypłucze się to wszystko z organizmu, ale to nie o to chodzi. Potem nie piłem przez jakiś czas. Każdy dzień był dla mnie wyzwaniem, gdy nie wypiłem przez kilka dni, byłem z siebie bardzo dumny, bo wcześniej nie umiałem sobie tego wyobrazić.

M: Więc co takiego powodowało, że ponownie wybierałeś alkohol?

A: Wiesz, jesteś w ośrodku, jest ok. Potem wychodzisz i znowu jesteś sam. Mnie za każdym razem dobijał brak zrozumienia, rozmowy. Ten ból wciąż we mnie był, ale nie miałem z kim porozmawiać. Straciłem Marlenę, odeszła ode mnie. Drugi brat pracuje, ma rodzinę, siostra nie chce ze mną rozmawiać, nie rozumie mojego problemu. Brałem tabletki antydepresyjne, takie, żebym nie musiał myśleć. Nie działały. Oglądałem kiedyś taki program o tym, że ataki paniki czy depresja doprowadzają do tego, że nie można spać. Nie spałem. I po jakimś czasie to wszystko się w tobie kumuluje i wybuchasz. Ja nie jestem jakiś agresywny czy coś, ja po prostu w takich chwilach musiałem się napić, musiałem. Wszystko kręciło się wokół alkoholu.

M: Teraz jesteś trzeźwy.

A: Tak, staram się bardzo. Napiję się na dzień może ze dwa piwa i to tyle. Wcześniej piłem na umór, tak żeby paść.

M: Kiedy cię poznałam, byłeś bezdomny. To jeszcze potęgowało resztę problemów.

A: Tak, ale to był mój wybór. Tak chciałem przez jakiś czas. Nie umiem tego wytłumaczyć.

M: Jakie momenty są dla ciebie najgorsze?

A: Najgorzej jest, kiedy myślę sobie, żeby skończyć z tym wszystkim, żeby dać sobie spokój. Wtedy myślę, że może lepiej by tu było beze mnie. Chyba tylko dzięki synowi wciąż tutaj jestem, wciąż żyję. Wiesz, to jest tak, że ja przez cały czas mam w głowie mętlik. Totalny mętlik, bez przerwy.

M: Byłeś na samym dnie, wiesz co to oznacza. Co alkohol ci zabrał?

A: Wszystko. Wszystko. Straciłem rodzinę, Marlenę, siostrę, straciłem normalne życie. I straciłem pewność siebie. Wcześniej nie miałem problemu z pracą, z pieniędzmi, z niczym. Teraz nie mam nic.

M: Jak wyglądało twoje życie, zanim zacząłeś pić?

A: Było dobrze. Jak miałem 18 lat to nie wiedziałem jak smakuje piwo. Nie piłem, nie paliłem. Potem pojawiło się dziecko, musiałem iść do pracy, wszystko było dobrze. Praca, pieniądze, wyjazdy nad morze. Normalne życie. Chodziłem na zakupy i nigdy nie myślałem o tym, żeby kupić alkohol. Wtedy miałem inne zmartwienia (śmiech). Pamiętam, jak chciałem kiedyś zrobić niespodziankę Marlenie i kupić jej pierścionek, ale nie znałem rozmiaru, więc w nocy, gdy już spała, ukradkiem próbowałem jej owinąć palec sznurkiem i zaznaczyć rozmiar. Wiesz, było śmiesznie, normalne, zwyczajne życie. Pamiętam dokładnie dzień, kiedy na świat przyszedł mój syn. Byłem normalnym człowiekiem. Bardzo za tym tęsknię.

M: A dzieciństwo?

A: Dobre, normalne, wszystko było w porządku. Jedyne, co mnie dotknęło, to śmierć jednego z moich braci i babci w jednym roku, kiedy miałem 13 lat.

M: Czego boisz się najbardziej?

A: Najbardziej boję się tego, co za kilka lat powie mi mój syn. Tak, to jest moje największe zmartwienie.

M: Miałam nadzieję, że to powiesz. Masz zatem motywację, żeby dać sobie szansę, sobie i twojemu synowi, żeby miał normalną rodzinę, żeby miał ojca. I mam nadzieję, że za kilka lat, fakt, że byłeś alkoholikiem, będzie Twoją dumą. Byłeś alkoholikiem, ale wyszedłeś z tego dla syna. Nauczysz go wtedy pokonywać przeszkody, które napotka w życiu. Będzie zawsze mógł powiedzieć: „Mój tata był alkoholikiem i rzucił to, dla mnie! Więc mnie też nic nie pokona”. I tego właśnie Ci życzę z całego serca. Bardzo dziękuję za rozmowę.

Historia z jednej strony smutna, z drugiej dająca nadzieję, pokazująca, że życie człowieka to przede wszystkim walka. Walka z samym sobą. Stacza ją każdy z nas i każdy ma swoją. Był czas, że alkohol był wszystkim, czego Andrzej potrzebował, był tym, bez czego nie potrafił żyć. Teraz wychodzi na prostą, małymi krokami, ale jednak do przodu. Cieszę się, że miałam okazję poznać tego człowieka. Po pierwsze mogłam choć trochę zrozumieć, na czym polega jego problem. Po drugie poznałam kolejnego człowieka, w którym widzę drzemiącą siłę. Mam nadzieję, że jego siła wyniesie go jeszcze na wyżyny, bo, uwierzcie mi, jest w jego oczach taki błysk, co to nie każdy taki ma.

 

W cyklu Chlebożercy ukazły sie również:

Dziewczynka, której nikt nie pomógł

„Jestem chamskim bydlakiem” – na pewno?

Przeszłość, przez którą czasem nie mogę oddychać

Serce nie sługa!

Nie jestem bohaterem. To instynkt

Lekarstwo na HIV

Grafitowy na tapecie

Visit Us On FacebookCheck Our Feed
Przeczytaj poprzedni wpis:
14740135401_865716d099_z
Motywacja kontra życiowa stagnacja

Pustynna historia Ostatnio na Facebooku obejrzałam klip, który mną wstrząsnął i to tak porządnie. Ekipa, która udała się do jakiegoś...

Zamknij