snake-303696_1280
LUDZIE,

Wszyscy jesteśmy idiotami

Wszyscy jesteśmy idiotami. Mam nadzieję, że wyczuwacie mój pieszczotliwy ton, bo nie chcę nikogo obrażać. Tak jednak uważam. Znaczy, że wszyscy, a nie tylko ja jedna i nie mówcie mi, że jest inaczej, bo się załamię.

Na pewno każdemu przydarzają się w życiu różne idiotyzmy, nawet królowej angielskiej, choć jej pewnie najmniej. No bo czy jest ktoś taki, komu nie zdarzyło się zrobić z siebie idioty?

Czy nie zdarzyło ci się iść na ten przykład do publicznej toalety i z przejęcia i desperacji nasikać na zamknięty kibel? Ciężko wyobrazić sobie większe zaskoczenie od tego, kiedy to wpadasz do kibla szybko, bo musisz już, teraz i natychmiast,  stajesz „na Małysza” i nagle słyszysz taki dziwny odgłos, jakby… A potem okazuje się, że nie zauważyłeś, że deska od kibla, jak nigdy, zamknięta na amen. Czy jest ktoś, komu nie zdarzyło się to więcej niż raz? Jeżeli tak, to wszystko przed Wami.

Albo czy nie zdarzyło ci się, że ktoś przyłapał cię na robieniu czegoś idiotycznego? Na przykład na odgrywaniu tańca godowego goryli przed lustrem? Ostatnio stanęłam na światłach i czekam sobie na zielone. Spoglądam w prawo, pan też na zielone czeka w furze nie z tej ziemi. I żeby czasu nie tracić, wyciągnął sobie malutkie nożyczki, które, rzecz jasna, każdy normalny w swoim samochodzie wozi i zaczął sobie wycinać włosy z nosa. Patrzyłam się na niego dość długo, podziwiając jego precyzję i zgrabne ruchy, aż w końcu obrócił się w moją stronę i zdębiał. Uśmiechnęłam się, pokazałam mu wyciągnięty w górę kciuk, gość poczerwieniał bardziej niż czerwone światło, które właśnie zmieniło się na zielone, wcisnął gaz i pojechał sobie.

Albo można kogoś na przykład opacznie zrozumieć i wyjść na idiotę. Znowu światła, siedzę sobie w bardzo fajnym autku, pożyczonym od mamy i czekam na zielone. Obok stoi chłopak, taki całkiem, całkiem. Ja się patrzę, a ten macha do mnie. No to ja oczywiście ignoruję go totalnie, bo mi skromność karze, ale widzę kątem oka, że koleś macha i macha, więc odwracam się do niego, uśmiecham się, niby z zawstydzeniem i z powrotem odwracam wzrok. A ten dalej tą łapą wymachuje, no to odmachałam w końcu, co mi tam, niech się chłoptaś cieszy. Piórka mi rosną powoli, że gość się pohamować nie może na mój widok, znaczy też muszę być najwyraźniej całkiem, całkiem. Patrzę, on opuszcza szybę i pokazuje, żebym ja też opuściła. Kręcę oczami, trzepoczę rzęsami, zarzucam włosy na bok i myślę sobie, że numeru mu na pewno nie podam, bo ja nie z tych, co to numer telefonu rozdają na prawo i lewo. W końcu jednak opuszczam tę szybę, a ten się wydziera „ej, drzwi se zamknij!”.

Albo to: jako nastolatka, chodziłam do szkoły baletowej i co roku stawałam na scenie w pokazach baletowych mojej szkoły. Tego roku moja grupa miała układ taneczny, kiedy to na scenę wychodziłyśmy czwórkami, na zmianę. Stoję za kulisami, czekam na swoją kolej, patrzę, podziwiam koleżanki i nagle doznaję takiego dziwnego przeczucia, że coś jest nie tak. Stoję, patrzę, wszystko ładnie, patrzę znowu, a to moja grupa! Patrzę, a mnie tam nie ma!!! Wyleciałam w połowie z gracją i uśmiechem, próbując przekonać wszystkich, że to tak miało być. Po występie panią choreograf od razu zgasiłam, mówiąc że mi się baletka rozwiązała w ostatniej chwili i co miałam jej zdaniem zrobić? Wyskoczyć bez? No. Wściekła była, ale co jej poradzę.

Albo mój M kiedyś natrafił na takiego trochę jakby idiotę, kiedy poszedł drugi raz zdawać egzamin na prawo jazdy. Egzaminatorem był ten sam gość, który oblał go za pierwszym razem, bo „za wolno jeździsz, zbyt delikatnie i mało dynamicznie, żegnam”. Czekając na swoją kolej, mój M, swoją drogą, bardzo życzliwy człowiek, powiedział koledze, stojącemu obok, że gość nie lubi wolnej i zbyt delikatnej jazdy. Chłopaczek wsiadł do samochodu i z impetem zamknął drzwi. Oblał już na parkingu. Jego jazda była całkiem dynamiczna, za każdym razem ruszał z piskiem opon.

A mój wujek, na przykład, pojechał kiedyś z moim tatą na pchli targ, co było jego odwieczną pasją, znaczy kupowanie dziadostw go pasjonowało. Tak myślę. Czasami, jak już nic nie mógł konkretnego znaleźć, to z radością rzucał się na byle co, byleby coś kupić. I tak raz stał się szczęśliwym posiadaczem sprężynki, takiej do ćwiczenia mięśni brzucha. Po powrocie do domu położył się natychmiast na podłodze, zahaczył jeden koniec o stopy, drugi złapał w dłonie.
-Ty, Józek, to jest jakieś krótkie, coś jest z tym nie tak, czekaj, to jest chyba do ćwiczenia ramion a nie brzucha, chłopie, coś… – mówił mój tata, ale wujek wiedział lepiej, pociągnął za sprężynkę i się okazało, że mój tata miał rację, była jakaś za krótka, wyleciała mu spod nóg i zapieprzyła w gębę tak, że wujek się zalał krwią. A mój tata, jak na prawdziwego kumpla przystało, padł ze śmiechu.

A mój kolega raz się tak zestresował na egzaminie na prawko, że wjechał na rondo pod prąd. Przeżył.

A mój tata? Przyszedł sobie kiedyś z pracy, zagrzał zupę, najadł się do syta. Przychodzi mama i pyta czy jadł. Mówi, że jadł i że dobre, ale następnym razem, żeby jakoś tak bardziej doprawiła, bo w sumie to jednak bez smaku było. Okazało się, że tata wciągnął dwie miski żarcia dla psa, które mama ugotowała i postawiła obok zupy.

Albo, jak już o jedzeniu, to jeszcze dziadek M, co zjadł sobie zupę prosto z gara, mówi „o, mięsko jest” i żuje, żuje i żuje. Babcia wpada i mówi, że głupi. Ona gar po zupie zalała, żeby się odmoczył, szmatę do mycia garów wrzuciła do środka, a ten to je.

Albo koleś, o którym kiedyś huczało w mediach, bo się włamał do kiosku ruchu, podniósł jakoś go od spodu, wlazł i się zatrzasnął. I czekał ładnie do samego rana, aż go policjanci uratują.

I na koniec jeszcze tirowiec, który jechał sobie tirem i się jakoś zgubił, wjechał w wąską uliczkę i mimo znaków informujących o zwężeniu drogi jechał sobie dalej, aż w końcu było tak wąsko, że się zaklinował i ani w przód, ani w tył. I głośno się zrobiło, bo gościa dźwigiem wyciągali. A jak się go pytali w wiadomościach, co to się stało, to wzruszył tylko ramionami, prychnął i powiedział: „nawigacja mnie tak zaprowadziła”.

Jak widzicie, nie ma się czego wstydzić. Nie jesteście sami! Poza tym fajnie tak czasami być idiotą, lepiej jednak kiedy nikt nie patrzy.

Visit Us On FacebookCheck Our Feed
Przeczytaj poprzedni wpis:
Concert
Queen czyli marna relacja z koncertu

Niedziela (która dla mnie wciąż trwa). Opisanie tego dnia zwykłymi słowami jest niemożliwe, dlatego ostrzegłam Was już w tytule, że będzie...

Zamknij