_DSC3405
DAMSKO-MĘSKIE,

O tym, jak Owsiak zafundował mi niezły opad szczeny

Dzisiaj miałam Wam zapodać wywiad, ale zauważyłam coroczne poruszenie wokół osoby Owsiaka i to mi o czymś przypomniało! Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i Owsiak! Jak mogłam zapomnieć? Bardzo lubię Pana Owsiaka i tę całą akcję. Szanuję tego człowieka i podziwiam i w dupie mam to, że co roku cała banda zagorzałych nieudaczników próbuje udowodnić, że Pan Owsiak to nikt inny, jak tylko pospolity złodziej, który rżnie nas co roku, wysyłając dzieciaki z puszkami na ulice.

Kompletnie nie interesuje mnie, ile Owsiak zarabia na swojej akcji, nie obchodzi mnie czy to milion, czy dziesięć milionów. Obchodzi mnie tylko to, że przez tyle lat niezaprzeczalnie dokonał WIELKICH rzeczy i tego mu nikt nie odbierze. A że przy okazji na tym zarabia, to od razu trzeba go skasować, zniszczyć i obrzucić zgnitkami? Nasi politycy zarabiają o wiele więcej, tyletyle że jeszcze nikt nigdy na tym nie skorzystał. Na WOŚP korzystamy wszyscy! I tyle.

To było na marginesie, bo chciałam napisać o czymś zupełnie innym, choć ma to pewien związek w Owsiakiem. Mianowicie Pan Owsiak zafundował mi kilka lat temu bardzo duży opad szczeny, taki do ziemi. Ale od początku.

Wychodzę pewnego pięknego dnia z pracy i widzę chyba z 10 nieodebranych połączeń od mamy. Co jest? Oddzwaniam.

– No! Wracaj szybko, znalazły się meble do kuchni, no wracaj, to ci powiem.
”Meble do kuchni” wywołały u mnie mini palpitacje i niekontrolowane wybuchy radości w autobusie, bo trzeba Wam wiedzieć, że wtedy jedyne co nam do szczęścia brakowało, to były właśnie meble do kuchni! Remontowaliśmy z M mieszkanie, w którym postanowiliśmy razem zamieszkać. Kuchnie drogie jak jasny gwint, więc chcieliśmy kupić używki, ale nic interesującego nie mogliśmy znaleźć.

W domu mama opowiada, że zadzwoniła ciocia, że jej przyjaciółki córka, co to się z nią ponoć w piaskownicy bawiłam, ma piękne meble i chce je oddać w dobre ręce. Zadzwoniłam z tą informacją do M, żeby mu wykrzyczeć w słuchawkę „Mamy meble! Mamy piękne meble!!!”.

Wkurzyłam się niezmiernie, kiedy to M razem z mamą zaczęli ostudzać moją radość wymieniając porozumiewawcze spojrzenia! Że co? Że niby jestem nienormalna? Za bardzo się jaram?

-Kochanie, nie wiadomo, czy nam będzie układ pasował, czy nam się spodobają, czy…
Gadali, ale kto ich tam słuchał. Ja już oczami wyobraźni widziałam piękne (bo tak powiedziała ciocia) meble w mojej kuchni.

W najbliższy weekend jechaliśmy je obejrzeć. Moje koleżanka z piaskownicy prowadziła hotel swojej siostry w Kościelisku, koło Zakopanego i tam mieszkała, więc cieszyłam się bardzo, że jeszcze przy okazji pochodzę sobie po moim kochanym Zakopanem. M z mamą trochę byli zaniepokojeni, widząc jak podekscytowana wydzwaniałam do wszystkich z nowiną, ale co mi tam.

Dzień meblowej wycieczki zaczął się bardzo dziwnie. Nie mogłam się odgonić od mamy, która, jak nigdy, stała w moim pokoju dosłownie cały czas i patrzyła mi na ręce.

– A to ten krem to do czego? Codziennie go używasz? A co jeszcze codziennie używasz?
Ja się śpieszę, a tu sto bezsensownych pytać na minutę. Za chwilę wleciał brat z pytaniem, czy i gdzie mam jakieś zapasowe pantofle…dziwoląg.

Na dole szykujemy się do wyjścia, kiedy nagle M mówi do mojego taty:

– To może jeszcze auto umyjemy?
No myślałam, że mnie trafi, ja chcę jechać, meble czekają, a ten będzie auto teraz mył! Tata odpowiedział:

– Co ty, chłopie, daj se spokój, zaraz się uwali na Zakopiance, chlupa jest.
M nie dawał za wygraną, powtórzył jeszcze raz z naciskiem, że jednak trzeba umyć, na co mój tata nagle się zerwał:

– A! Tak! Umyć auto, jasne! Przecież nie będziesz brudnym jechał, chodźmy!
I poszli. Bez komentarza.

Ubrałam swoje nieśmiertelne Martensy i byłam gotowa do wyjścia, kiedy mama mi jeszcze podała siatkę z butami na obcasie, bo przecież „nie możesz jechać jak jakiś harpagan, lepiej elegancko, masz tu szpilki, to sobie później w samochodzie przebierzesz”. Serio, myślałam, że wszyscy razem zjedli coś, co im bardzo, ale to bardzo zaszkodziło.

W końcu ruszyliśmy. Po drodze nie mówiłam o niczym innym jak tylko o kuchni! Po przyjechaniu na miejsce, przywitaliśmy się z dziewczyną od mebli (i od piaskownicy), która wzięła klucze i zaprowadziła nas do hotelu, na samą górę. Otworzyła drzwi do jakiegoś pokoju i zaprosiła nas do środka. Weszłam, rozejrzałam się, wow! Dwupiętrowy apartament. Ale kuchni zero. Pytam więc grzecznie, gdzie kuchnia, na co dziewczyna się trochę miesza, potem czerwieni, a potem mówi, że kuchnia jest, ale na dole, dostępna dla wszystkich gości hotelu. Wyszła, razem za nią wyszedł M i zostawił mnie samą. Ja stałam na samym środku apartamentu i próbowałam się pokapować, o co chodzi.

Dopiero gdy M wszedł do pokoju, trzymając w rękach dwie torby podróżne, zaklikało (wiem, wiem, mam niezły zapłon). Wtedy też pojawiło się w mojej głowie głośne i donośne DING DING DING i pomyślałam, że skoro tak, to że może M chce mi się oświadczyć!

Otwieram torbę a tam moje kremy i inne rzeczy, których używam codziennie, zapasowe pantofle, sexy koszulka nocna, bielizna i sukienka, do których Martensy kompletnie nie pasują, dlatego też mama na wychodne wcisnęła mi szpilki.

Nie mogłam wydusić z siebie słowa, tylko rzuciłam się M na szyję, a on wyszeptał:

– Przepraszam cię, kochanie, ale nie ma żadnych mebli…pomyślałem, że przyda nam się odpoczynek, Twoja ciocia powiedziała, że nam załatwi pobyt za półdarmo i tak się znaleźliśmy tutaj.

Nie ma mebli. Dlatego tak ostudzali moje zapały. Cała rodzina była zaangażowana w to, abym miała największą niespodziankę w swoim życiu. Nawet tata, który miał powiedzieć „chodź M, to jeszcze umyjemy auto” i wtedy iść i zapakować torby do bagażnika, tak żebym nie widziała.

Pojechaliśmy na Krupówki, było wspaniale, ale wyczekiwane przeze mnie pytanie nie padło. Gdy wróciliśmy do hotelu, M powiedział, że jedziemy do restauracji. Acha! Pomyślałam. W restauracji na pewno mi się oświadczy. Ubieram sukienkę i szpilki, przecież na taką okazję trzeba wyglądać nieziemsko. M jak mnie zobaczył, powiedział „spodnie lepiej ubierz, bo zmarzniesz”. Kurde mole. Ubrałam spodnie i pogodziłam się z tym, że przyjechaliśmy tu tylko odpocząć.

W restauracji, gdy zobaczyłam ceny, myślałam, że się przewrócę. Chciałam zamówić szklankę wody, na co M powiedział, że mogę zamawiać, co chcę, bo wszystko jest już zapłacone i to był prezent od mojej cioci. Kolejna niespodzianka. Jedzenie było przepyszne, a ja byłam tak podekscytowana, że trudno to w ogóle opisać.

Po powrocie do hotelu M zaszył się w kiblu, a ja zadzwoniłam do wszystkich, żeby powiedzieć, że mebli nie będzie, ale i tak jest super. Nagle M wyszedł z łazienki z szampanem i dwoma kieliszkami. Serce podskoczyło mi do gardła. Usiadł obok, wyciągnął pierścionek i spytał, czy zostanę jego żoną, ale zapytał w taki sposób, że oczywiście nie miałam wyjścia, jak tylko się poryczeć i zgodzić. Później powiedział, że mam się przebrać w strój kąpielowy (który oczywiście był w mojej torbie), bo wychodzimy.

Hotelowy basen z ogromnym jacuzzi i przeszklonymi ścianami i tylko my i szampan! Dostaliśmy klucze od tej dziewczyny, dla gości hotelowych był już zamknięty o tej porze. Siedzimy, pijemy szampana, a tu nagle huk niemiłosierny, niebo się rozświetla, patrzę, fajerwerki. Piękne, niesamowite. Szczena wpadła mi pod wodę, patrzę na M, a ten się uśmiecha tajemniczo. Myślę, niemożliwe, wszystko rozumiem, ale fajerwerki? Takie? Czy to oznacza, że zbankrutowaliśmy, zanim się czegokolwiek dorobiliśmy?

Dopiero po chwili M uświadomił swoją głupiutką narzeczoną, że to Owsiak, bo odbywał się finał WOŚP.

Tego wszystkiego nie zapomnę nigdy. Czułam się jedyną kobietą na świecie, najpiękniejszą, najważniejszą, najukochańszą! Nawet Owsiak mi niebo rozświetlił.

Visit Us On FacebookCheck Our Feed
Przeczytaj poprzedni wpis:
1330833_60065818
Józek Killer już nikogo nie zaatakuje

Siedzę przed salą sądową i czekam na naszą kolej. Na schodach rozlegają się ciężkie kroki i sapanie, jakby tych schodów...

Zamknij