Dwie najważniejsze potrzeby kobiety. Znasz je?
A że kobiety są istotami dość skomplikowanymi, określenie swoich własnych, najważniejszych potrzeb przychodzi nam z trudem. Niby wiemy, ale żeby tak komuś wyjaśnić, zwłaszcza temu, co to miał te potrzeby zaspokajać, to już tak prosto nie jest. Gdy potrzebuję nowych butów, to bez problemu przychodzi mi wyjaśnienie mężowi metodą łopatologiczną, że jak nie kupię nowych butów, to będę nieszczęśliwa, a na co komu w domu nieszczęśliwa baba? Ale żeby tak z poważnymi rzeczami, to już nie. Znaczy nie, że nie tłumaczę, bo tłumaczę, tylko sama nie wiem tak naprawdę, jak to wyjaśnić i moje tłumaczenie zamienia się w zrzędzenie, a to moje drogie panie coś, czego tygryski nie znoszą najbardziej.
I dopiero gdy ktoś gdzieś kiedyś wspomniał na głos, jakie są dwie podstawowe potrzeby każdej kobiety, dopiero wtedy usłyszałam w głowie dzyń dzyń i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że próbowałam tłumaczyć zawile coś, co w sumie do wytłumaczenia jest bardzo proste. Tym ktosiem jest Tony Robbins, którym to obecnie przeżywam wielką fascynację.
Pierwsza najważniejsza potrzeba kobiety niespodzianką żadną nie jest. Bo jest to pierwsza, podstawowa potrzeba każdego człowieka. Każdy przychodzi z nią na świat i dąży do jej zaspokojenia. Jest to potrzeba miłości. Człowiek powstał po to, by go kochać i to się nigdy nie zmieni. Brak miłości niszczy szybciej niż jakakolwiek inna destrukcyjna siła.
A kobiety, rzecz jasna, mają jeszcze gorzej. Tylko kobieta, nawet jeżeli ktoś ją nad życie kocha, potrafi to tak powywracać, że w końcu wychodzi, że wcale nie kocha, a przynajmniej nie tak bardzo, jak ona by chciała. Tak już jest, że kobieta jest mistrzynią w utrudnianiu sobie życia. Ponoć jej mózg jest bardzo skomplikowany i przez to właśnie łatwo jej skomplikować to, co dla mężczyzn jest banalnie proste. Ale umówmy się, gdybyśmy były takie jak faceci, to życie byłoby już całkiem do dupy. Musimy być trochę tajemnicze przecież. Szkoda tylko, że nam samym trudno rozwikłać własne tajemnice, no nie?
Ja osobiście to widzę tak: Jeżeli kobieta mówi, że czuje się niekochana, to znaczy, że tak właśnie się czuje. I choć, być może, w głębi serca dobrze wie, że jej partner czy mąż ją kocha, to jeżeli tak jej się wydaje, to znaczy że wzrosła w niej potrzeba miłości i tyle. I trzeba ją zaspokoić. Wiec gdy baba łazi i miauczy, że nikt jej nie kocha, to nie mów jej (do facetów mówię): „Weź nie zdziwiaj”, tylko przytul i powiedz po raz kolejny, że kochasz nad życie, że tylko ona i że na zawsze. Zobaczysz, jak szybko ją to uszczęśliwi.
I w ten sposób dochodzimy do drugiej potrzeby, ważnej, bez względu na to, ile kobieta ma lat, bez wglądu na czy kobietą już jest, czy dopiero sie nią stanie. Jest to potrzeba bycia rozumianą. Uwierzcie, wszystko inne schodzi na dalszy plan. Kobieta potrzebuje zrozumienia.
Dopiero gdy Tony Robins nazwał moją najważniejszą potrzebę po imieniu, dotarło do mnie, dlaczego baby, a już ja w szczególności (nie, że zawsze, ale jak sie zatnę to koniec) zrzędzą. One pragną, aby jej gamoniowaty facet ją w końcu zrozumiał. A że za pierwszym razem nie dociera, to zaczyna zrzędzić, w nadziei, że ten zakuty łeb w końcu pojmie. Ale on nie pojmie, musiałby być kobietą i to jeszcze w miarę rozgarniętą. Trzeba mu to inaczej wytłumaczyć, nie miaucząc tylko nazywając tę potrzebę po imieniu.
Bo gdy mąż wraca z pracy i komentuje, że w domu brudno i NAWET pranie nie zrobione, zupełnie zapominając, że ty weszłaś do domu dosłownie 10 minut przed nim załóżmy, to włącza Ci sie agresor, zgadza sie? Piana od razu! I się zaczyna: „Ja też pracuję, jeszcze dzieci, jeszcze obiad, jeszcze cały dom na głowie. O wszystkim muszę pamiętać! Kartkę na święta do rodziców wysłałeś? Nie! Bo wiesz, że ja to zrobię! Chleb kupiłeś? Nie!! Bo ja kupię! O wszystkim myślę, wszystkim dogadzam, pracuję, a ty jeszcze narzekasz???”. A ten jedzie ze swoim koksem: „No ale mi wyczyn! To nie wysyłaj kartki, nikt sie nie obrazi! Ja też ciężko pracuję, więcej godzin robię, żeby utrzymać rodzinę, a ty jeszcze z pretensjami, ze dom masz na głowie? Nie! Ja wychodzę! Nie będę tego słuchać!”. I tyle z tego wszystkiego. Jatka jak sie patrzy, a każde chciało tak naprawdę co innego powiedzieć.
Kobieta, mówiąc ile to ona ma na głowie, że jest zmęczona, wykończona wręcz i czasami nie wyrabia, tak naprawdę mówi: „Wiesz? To jest ok. Ja to wszystko będę dalej robić, będę dbać o dom, o dzieci, o Ciebie i siebie. I czasem będzie ciężko i wiem, że będę zmęczona, ale robiłabym to z uśmiechem na ustach, gdybyś tylko zechciał zrozumieć, jak to jest, że to nie jest łatwe, że nie wyssałam tego z mlekiem matki, że kosztuje mnie to wiele pracy. Tylko tyle. Żebyś powiedział: Kochanie, doceniam twoją pracę i twoje wysiłki, bo wiem ile wytrwałości to wymaga”.
Nie jest tak? Że jak kobieta marudzi, że zarobiona, że zmęczona, to pragnie tylko usłyszeć „ Wiem kochanie, wiem. Widzę ile z siebie dajesz! I doceniam Cię za to” i koniec. Całe zmęczenie mija jak ręką odjął! Jesteś facetem? Spróbuj! A potem powiedz mi, czy zadziałało. Nie oczekuj, że zobaczysz zmianę natychmiast, bo ona przyzwyczajona do tego, że ciągle nie dostrzegasz tego, co ona robi, najpierw pomyśli, że coś ci sie stało, albo że masz kochankę (zdolność do komplikowania, pamiętasz?). Ale po jakimś czasie na bank zadziała. Bo ona, gdy Ty nie dostrzegasz, wierzy, że nie doceniasz. Dla niej to jest jedno i to samo. I za każdym razem, gdy zaczynasz sie z nią licytować, kto jest bardziej zmęczony, umniejszasz w jej oczach to, co ona robi. I pogódź sie z tym, bo ona tak rozumuje i nic tego nie zmieni. Chyba że byś ją wysłał na przeszczep mózgu.
Kobieta potrzebuje miłości i zrozumienia. Wtedy będzie wzrastać, wtedy jej miłość będzie dla Ciebie najsłodszą nagrodą za to, ze ją rozumiesz. Jestem gotowa nawet zaryzykować i stwierdzić, że nie ma złych kobiet. Są tylko niekochane kobiety. I takie, których nikt nie rozumie.