To dobry człowiek tylko nerwowy – czyli przemoc w rodzinie
– Jestem z nim ponad dziesięć lat, bije mnie od…dziesięciu lat. Proszę? Nie, nie zgłaszałam tego w Polsce. Proszę? A, bo się go bałam, po prostu. Teraz też się boję i też nie chciałam tego zgłaszać, ale jakoś mi się wymsknęło to przy pielęgniarce środowiskowej, kiedy zapytała, skąd mam siniaki na twarzy i to ona zgłosiła.
Dla tej kobiety tłumaczyłam ostatnio i nie mogłam uwierzyć własnym uszom, nie wiedziałam co myśleć nawet. Opisy sytuacji nie miały nic wspólnego z czymś w rodzaju „zezłościł się i dał mi z liścia w twarz”. Tamta kobieta, kiedy dostawała z liścia w twarz, uznawała to za fuksa. Fuks, bo inaczej katował ją do nieprzytomności. Przez dziesięć lat. Historia może jak wiele innych, jednak mnie z każdym słowem wciskała bardziej w krzesło. Być może dlatego, że ofiara tej właśnie historii siedziała dwadzieścia centymetrów ode mnie a jej łzy kapały tuż obok mojego notatnika. Być może.
– Świadkowie? Tak są, jest wielu. Mój kuzyn kiedyś z nami mieszkał to widział kilka razy. Nie, nie zareagował, bo on mu powiedział, żeby się nie wtrącał. I jeszcze siostra widziała, możecie ją zapytać, to wam powie. Bo ona mieszkała z nami przez 4 lata kiedy przyjechała do Anglii, no to widziała wiele razy. Proszę? Tak, mamy dzieci, ale one są bardzo małe i jeszcze nie rozumieją, poza tym on by dzieci nie skrzywdził, on taki tylko do mnie… Tak, zawsze były koło mnie, kiedy dostawałam lanie, bo mamy bardzo małe mieszkanko, ale naprawdę, dzieci to on by nie skrzywdził.
Nie skrzywdziłby, kamień z serca. Znaczy jej i ewentualnie jemu. To, że ojciec leje matkę do nieprzytomności na oczach dzieci to nic takiego. Przecież jak dorosną, to też będą patrzeć na przemoc, choćby na filmach nie?
Przez kolejne dni tłumaczyłam dla świadków w sprawie. Tak, widzieli, zawłaszcza siostra. Mówi, że tak porządnie to ją lał przynajmniej raz w tygodniu, a tak to leciutko. Za co? A, że warzywa źle skrojone, że klucze mu zginęły, że kurz na półkach, no za wszystko w sumie. I nie, nikt tego nie zgłosił, chcieli, cała rodzina o tym wiedziała, ale ona prosiła, żeby się nie wtrącać, bo będzie jeszcze gorzej. Kuzyn się wyprowadził. Siostra też, bo już nie mogła na to patrzeć.
– No bo ja go bardzo kocham, to dobry człowiek, tylko…nerwowy. Dlaczego bije? No bo ja to też taka jestem, że mu odpyskuję albo coś i wtedy on się złości. Moje zachowanie też czasem pozostawia wiele do życzenia.
Czyli gość jest niewinny, bo ona go prowokuje. I w to nie mogłam uwierzyć najbardziej. Przez dziesięć lat wierzyła w to, że on ją bije, bo sobie na to zasłużyła. I nie wynika to z jej głupoty, absolutnie, wynika z czegoś, co ciężko zrozumieć komuś, kto nigdy z przemocą do czynienia nie miał.
Kobieta, która dostaje regularnie wciry od dziesięciu lat jest jak przydeptany owad. Niby jeszcze wierzga, ale podnieść się nie może. Jej poczucie wartości skutecznie spadało, aż w końcu wybiło dziurę w podłodze I spadło jeszcze niżej. Ktoś, kto straszy, że cię zabije, w sumie może mówić prawdę przecież. Więc co robić? Zgłosić i grób sobie wykopać?
Ta kobieta miała szansę. Jakieś dziesięć lat temu. Kiedy mu odpyskowała po raz pierwszy. Teraz kiedy nie pamięta dnia bez bólu i strachu, ciężko jest jej sobie wyobrazić, że mogłoby być inaczej. Po tylu latach takiej przemocy, jedyne co potrafi sobie wyobrazić, to jeszcze większy ból. Jej mózg nie funkcjonuje tak jak mój. Ja nie znam przemocy, ona zna tylko to, bo związała się ze swoim katem, gdy miała 14 lat. Nikt jej nie powiedział, że tak nie musi być, że to nie jest ok, że będzie tylko gorzej. A potem, kiedy każdego ranka budził ją ból, dała sobie wmówić, że gdyby tylko ona była trochę inna, to przecież by jej nie lał aż tak. I obmyślała plan przemiany. Posłuszna, kochająca, zawsze na czas, zawsze od linijki, zawsze wzorowo. I nikt jej nie powiedział, że cokolwiek zrobi i jakkolwiek będzie się starać, będzie bolało nadal, bo to nie jej wina, ani tego, że widelec jest niedomyty.
Teraz jest w bezpiecznym miejscu razem z dziećmi I podobno mówi, że jest szczęśliwa, bo nie musi się bać. Coś mi jednak mówi, że to nie koniec tej bajki.
– No dobrze, to ja się zgadzam iść do sądu, będę zeznawać zza parawanu, żeby mnie nie widział, ale…ale czy na pewno musicie go aresztować? Bo on się zezłości, bo on pracuje, a tak to straci pracę i…a jakbym was poprosiła, żeby tak bez aresztowania? To da się?