Melting Snow
MOTYWACJA, STYL ŻYCIA,

Zimową deprechę czas zacząć

Chandra mnie dopadła. A już myślałam, że w tym roku się wywinę. Niestety. Już mnie zbierało od października. Miałam super plan na ten sezon zimowy pt. „jak nie dać się zimowej depresji”, ale nie wypalił chyba. Punkt pierwszy brzmiał „za wszelką cenę myśleć pozytywnie”. Z tym nawet nie jest najgorzej, ale żeby tak cały czas w skowronkach?…może za rok.

Punkt drugi: zacząć używać lampy antydepresyjnej regularnie już od początku listopada. Pamiętacie, jak pisałam o mojej super lampie? Tutaj można sobie przypomnieć. Całkowita klapa, choć chciałam bardzo, starałam się nawet! Wyciągnęłam lampę z pokrowca, usadowiłam się wygodnie i włączyłam. Rozładowana. Przecież nie używałam jej przez kilka ładnych miesięcy, więc jak to rozładowana?

No nic, trudno, stwierdziłam, że biednemu zawsze wiatr w oczy i odłożyłam lampę z powrotem na miejsce. Gdzieś mi się tam od czasu do czasu przypominało „naładować lampę”, ale zanim nadeszła ogromna chęć jej naładowania, zdążyłam o niej 3 razy zapomnieć. Kilka tygodni temu już zorientowałam się, że żarty się skończyły! Trzeba naładować lampę i to jak najszybciej, bo rozpoznaję objawy mojej corocznej zimowej deprechy: chęć spania non stop, zwleczenie się z łóżka po pierwszym dzwonieniu budzika — niemożliwe, samodestrukcyujne myśli typu: nie rób nic i tak wszystko jest do bani, oraz zdecydowane zmniejszenie sił witalnych, wręcz zapomniałam co to takiego.

Zebrałam się w sobie, postanowiłam, że dosyć tego, otworzyłam szufladę i wydobyłam z niej ładowarkę do lampy. Idę podłączyć, ale nie ma przełączki! Lampa jest z USA więc wtyczka inna, miałam przełączkę, która służyła tylko do ładowania lampy, ale w podejrzanych okolicznościach się ulotniła. Przekopałam…całą szufladę. Nie ma, to nie ma, załamałam się totalnie.

Już tydzień później zaświtał mi pomysł, że może by kupić nową przełączkę, bo ta się już chyba nie znajdzie, musiałaby to zrobić zupełnie sama,  mi zabrakło motywacji, bo moja lampa motywacyjna nie chciała świecić i przekonywać mnie, że wszystko jest super. Minął jeszcze tydzień i wreszcie zdecydowałam się zakupić tę nieszczęsną przełączkę. Jeszcze w ten sam dzień uruchomiłam lampę, po czym moja motywacja i chęć do robienia czegokolwiek załamała się całkowicie, spadła poniżej zera i w ogóle, bo się okazało, że teraz to mi się nie chce już nawet włączyć tej lampy raz dziennie. Katastrofa.

Rano marzę tylko i wyłącznie o wieczorze i o chwili, kiedy to walnę się do łóżka i pójdę spać. Wieczorem kładąc się do łóżka, cierpię, że za kilka godzin trzeba będzie wstać i po omacku iść pod prysznic. W dzień natomiast nie myślę o niczym. Nie ma sensu. Trzeba przeczekać, aż zima się skończy.

Trzecią częścią mojego planu antydepresyjnego były regularne ćwiczenia. W marcu tego roku zaczęłam biegać. Dawało mi to wiele radości i czułam się świetnie po każdym treningu. Jednak jakoś tak przy końcu października zaczęłam się zastanawiać  za każdym razem, czy takie ganianie ma sens. Przecież szaro za oknem, a poza tym, co mi to daje, itd. Próbowałam sobie nawet wmawiać, że zawodowi biegacze też w zimie nie biegają, przetrzepałam nawet internet w poszukiwaniu dowodów, niestety, żaden zawodowy biegacz nie chcę sie publicznie do tego przyznać. Ja się przynajmniej nie czaję. Mimo to nastawiałam ten budzik na 6 rano i zmuszałam się do wstania, założenia butów i wyjścia z domu. Spełnieniem marzeń były momenty, kiedy otwierałam oko o 6 i okazywało się, że leje jak z cebra. Przecież nie pójdę biegać w ulewę, nie? I tak, koniec października przekonał mnie, że jednak bez sensu, jesienią i zimą się nie da, zacznę znów w marcu, na wiosnę. Żeby jednak nie zastać się całkowicie, zaczęłam ćwiczyć mięśnie brzucha. Plan nazywa się: „jak wiosna, to tylko z kaloryferem!” I nawet mi idzie. Ćwiczyłam już 3 dni pod rząd! Mam nadzieję, że ta paczka chipsów między seriami, nie zaszkodzi mi tak bardzo. Skądś przecież energię brać muszę.

No i byle do wiosny. Na wiosnę zawsze się budzę, jak niedźwiedź z zimowego snu, gotowa do działania, pełna planów i nadziei, które pomagają mi dojść w takim nastroju do października. A potem wszystko szlag jasny trafia. A Wy jak się trzymacie?

P.S. Moja ukochana piosenka w ostatnim czasie, nostalgiczna na maksa, w sam raz na zimową deprechę. Posłuchajcie.

Visit Us On FacebookCheck Our Feed
Przeczytaj poprzedni wpis:
147H
Jak chlamydia może zniszczyć życie

”Chlamydia — weneryczna choroba kobiet i mężczyzn odpowiedzialna za choroby układu moczowo-płciowego i stany zapalne narządów płciowych” czytam na ulotce w poczekalni...

Zamknij