Coś, co nigdy Ci się nie uda
Ile czasu w swoim życiu poświęciłeś i wciąż poświęcasz na to, aby zadowolić kogoś innego? Aby go zadziwić, wzbudzić jego podziw czy poczucie dumy? Ile razy próbowałeś się dostosować do kryteriów tej osoby, żeby ona mogła stwierdzić, że je spełniłeś? I ile razy udało ci się je tak naprawdę spełnić?
Myślę, ze każdy z nas ma w życiu do czynienia z desperacją, kiedy to potrzebujemy akceptacji, żebyśmy mogli poczuć się ważni. Musimy wiedzieć, że jesteśmy wystarczająco dobrzy. Wystarczająco dobrzy, aby zasłużyć na miłość i szacunek. I wtedy wpadamy w pułapkę.
Nie czujesz się dobrze sam ze sobą, bo rodzice wciąż oczekują, że będziesz dumą rodziny, prymusem, geniuszem i w ogóle chodzącym sukcesem. A ty nawet nie sprzątasz po sobie ze stołu i nie układasz swoich ubrań w równiutką kostkę. Albo Twoja żona uważa, że zbyt mało się starasz, że myślisz tylko o sobie, bo jej nie słuchasz i nie wyrzucasz śmieci na czas. Albo szef uważa, że w sumie to więcej się po Tobie spodziewał, że jednak nie jesteś aż tak dobry, jak myślał i poza tym mógłbyś pracować trochę szybciej i zostawać po godzinach skoro już się zgodził i dał Ci tę robotę. Albo mąż ma pretensje, że obiad nie taki, a przecież jesteś kobietą, czyli zostałaś stworzona do gotowania i sprzątania. I do pracowania. A, no i do opieki nad dziećmi zostałaś stworzona i skoro nie możesz tego wszystkiego pogodzić, to co z Ciebie za baba?
Wiec się starasz. W pocie czoła próbujesz najlepiej, jak umiesz, starasz się zrobić wszystko, co twoim zdaniem zadowolili tego wiecznie niezadowolonego. Zostajesz po godzinach, bo w sumie no to rzeczywiście dostałeś prace, a mogłeś jej przecież nie dostać. Poza tym w końcu kiedyś zostanie to zauważone i docenione. Podwyżka albo może nawet i awans? W domu się starasz, przecież nie chcesz żeby mąż był niezadowolony i marudził. Jeżeli on jest zadowolony to i Ty jesteś zadowolona. Jeżeli on kręci nosem, to czujesz się jak nie kobieta.
Albo uczysz się i uczysz, bo rodzice się cieszą. Tyle, że jak z nauką Ci idzie dobrze, to według nich w czym innym kulejesz. Wiec starasz się bardziej. Przecież musisz ich zadowolić. Nie wystarczy, że jesteś. Musisz być idealny. W końcu idealni rodzice powinni mieć idealne dziecko. Idealny mąż zasługuje tylko na idealna żonę a idealny szef na idealnego woła do pracy, który mało oczekuje, a robi za pięciu.
I tak mijają lata, a Ty zamiast czuć tę dumę czy poczucie własnej wartości, schodzisz jeszcze niżej. Bo wymagania nie maleją. Rosną wraz z upływem czasu. I wciąż nie jesteś wystarczająco dobry. I wtedy myślisz sobie, ze może to Twoja wina. Na pewno. Może po prostu zbyt dużo chcesz? Może to Ty zbyt wiele oczekujesz! W końcu, z czego się tu jarać? Że egzamin z matmy Ci poszedł? Żeś w pracy wysiedział 8 godzin i zrobił to, co ci kazano? W sumie to żaden powód do dumy nie jest. Musisz zrobić coś więcej, musisz zrobić coś naprawdę super, żeby wszystkim kopary opadły. No i nie zastanawiając się wiele, zaczynasz robić coś super. I już czujesz, że teraz to w końcu Cię docenią, czas najwyższy! Teraz dopiero zobaczą, na co cię stać. Teraz poznają kim naprawdę jesteś. Nie byle kim, tylko kimś! Od czasu do czasu ktoś ci rzuci: „Wow, świetna robota! Tak trzymaj”. To trzymasz. I tak do momentu, aż poczujesz, że jesteś coś wart. Czyli do usranej śmierci. To przypomina desperackie popisy Twoich kolegów z podstawówki, kiedy to o tym, kim jesteś świadczyło to, jak głośno umiesz beknąć.
Jeżeli masz szczęście i w miarę otwarty umysł, już po latach dociera do Ciebie, o co tak naprawdę chodzi. Dopiero wtedy zauważasz, że oczekiwania wobec Ciebie rosną wprost proporcjonalnie do Twojego wysiłku. Że cokolwiek byś nie zrobił, kimkolwiek byś nie był, dla niektórych to wciąż mało. Jak masz wiec poczuć satysfakcję, skoro zawsze się znajdzie ktoś, komu coś w Tobie nie pasuje?
I pędzę z odpowiedzią, cobyś się już we więcej nie głowił. Nigdy nie poczujesz satysfakcji. Albo poczujesz, tyle że chwilową, ale ona i tak nie będzie wystarczająca. Jeżeli zależy Ci na tym, żeby wszyscy Cię podziwiali i kiwali głową z niedowierzaniem, jaki to jesteś niesamowity, albo co gorsza, od tego uzależniasz poczucie własnej wartości, to znajdujesz się właśnie w kozim rogu, do którego sam się zapędziłeś. Nigdy nie poczujesz tego, na co czekasz. Bo jest jeden problem. Tak naprawdę szukasz nie tam gdzie trzeba. Nigdy nie znajdziesz u innych takiego uznania, jakiego byś chciał. Bo inni są…inni. Maja inne wartości, inne doświadczenia i inne kryteria. Oceniają Cię na podstawie swoich kryteriów, nie Twoich. I w dodatku często mają wiele swoich problemów, co zakłóca im obraz twoich wyczynów.
To Ty sam musisz zapewnić sobie ciągły opad szczeny. Zadziwiaj siebie, zadowalaj siebie i sam stawiaj sobie poprzeczki na odpowiednim poziomie. Nie skacz przez te ustawione przez kogoś, bo nawet jak przeskoczysz, to usłyszysz, że to każdy złamas potrafi. Nie twierdzę, że wszyscy ludzie, na których Ci zależy tacy są, oczywiście że nie. Prawda jest jednak taka, że Tobie zazwyczaj najbardziej zależy na zadowoleniu kogoś, kogo z zasady bardzo trudno zadowolić. No bo jaka sztuka zadowalać kogoś, kto wiecznie z wszystkiego się cieszy? Żadna. I im mniejszy się czujesz przy danej osobie, tym wyżej próbujesz skakać. A im wyżej skaczesz, tym wyżej ten ktoś patrzy. Taki mechanizm. Szkoda energii i czasu. Są ludzie, którzy Cię skreślili lata temu, z im tylko znanych powodów. I nie dadzą Ci szansy, bo tak chcą. I cokolwiek nie zrobisz, krechy nie wymażą. Szkoda więc czasu i energii, tym bardziej, że nawet gdybyś ich w jakiś sposób przekonał, że jednak jesteś w porządku i tak nie będziesz miał żadnej satysfakcji. Prawdziwa satysfakcja bowiem rodzi się ze środka.
Zacznij więc spełniać swoje własne oczekiwania, ulepszaj swój charakter, upiększaj swoje życie, bądź z siebie dumny i kochaj siebie bez względu na wszystko. I wtedy poczujesz, co to znaczy sprawować kontrolę nad swoim życiem!