Panorama
CHLEBOŻERCY,

Grafitowy na tapecie

Zobowiązałam się całkiem niechcący do czegoś i teraz muszę się wywiązać. Wywiązuję się całkiem chcący i z ogromną przyjemnością!

Pamiętacie post Żeby ci koza dupy dała? Pierwsze zdanie brzmi: Przeklinasz? Bo jeśli nie, to bardzo chętnie się spotkam i przeprowadzę z Tobą wywiad. Napisałam tak, bo przecież wiadomo wszem i wobec, że każdy przeklina, choćby od czasu do czasu, prawda? Otóż nie, nie prawda Zgłosił się Grafitowy z pytaniem: kiedy wywiad? Więc umówiłam się z Grafitowym na wywiad i dzisiaj możecie go przeczytać! Zapraszam:

Mira: Cześć Piotrek, dziękuję, że zgodziłeś się na wywiad. Na początek dowiedzmy się, kim jest Grafitowy.

Grafitowy: Grafitowy to skromny gość, który wymaga wiele od siebie i otaczającego go świata.

M: Dajesz sobie radę z własnymi poprzeczkami?

G: Dawanie rady to dużo powiedziane. Angażuję się w naprawdę wiele rzeczy, które pochłaniają mi czas. Z jednej strony kanał YouTube, z drugiej blog, a są jeszcze dodatkowe studia i normalne życie. We wszystkim mam jakieś cele, które z uwagi na krótką dobę muszę przekładać. Drażni mnie to trochę, ale co zrobić.

M: Heh, czyli widzę, że masz ten sam problem, co cała reszta ludzkości — czas leci zbyt szybko?

G: Zgadza się. Czasami trzeba wybrać pomiędzy rzeczami ważnymi i ważniejszymi. Za każdym razem cierpię, gdy muszę rezygnować z czegoś, co naprawdę lubię.

M: O kanale YouTube nie widziałam, a właśnie zastanawiałam się, dlaczego na FB istniejesz jako Grafitowy — osoba publiczna, a nie, jak większość blogerów, jako — blog osobisty. Teraz już wiem dlaczego.

G: Kiedy zakładałem bloga 2 lata temu, nie wiedziałem dokładnie, w którą stronę pójdzie mój blog. Wszystko zależało od rodzaju Czytelników, do których będą trafiać moje teksty. Wiedziałem natomiast, że nie chcę się ograniczać. Dlatego też nie chciałem się szufladkować w blog osobisty.

M: Bardzo słusznie. Co to za kanał na YouTube? Chcesz się pochwalić?

G: No pewnie! Jak pozwalasz, to czemu nie:) https://www.youtube.com/user/TheGrafitowy. Ogólnie kanał dotyczy gier komputerowych, przy których spędzam sporo czasu. Chociaż się przyznam, że raz i nagrałem wypowiedź w konkretnym temacie, niezwiązanym z przemysłem rozrywkowym. Na mój kanał można też dostać się bezpośrednio ze stopki bloga.

M: Tak myślałam, że to będzie coś z grami. Dobra, przejdę do konkretów. Pod jednym z moich postów, tych o Kozie i dupie, w komentarzu napisałeś, że nie przeklinasz. Prawda to? Czy żartowałeś?

G: Mówiłem poważnie. Wiem, że to brzmi abstrakcyjnie, ale nie przeklinam. Ludziom z „wielkich internetów” pewnie jeszcze trudniej w to uwierzyć

M: Nie no dobra, wierzę, ale…w ogóle?

G: W ogóle:) Wszystko zaczęło się chyba już w podstawówce. Wtedy każdy poznawał język i chciał przeklinać. Poza tym dzieciaki chcą się wyróżniać. Ja natomiast stwierdziłem, że chcę się wyróżniać w trochę inny sposób i nie będę przeklinać.

M: Wow, czyli to nie jest wynik samodyscypliny typu: za każde brzydkie słowo, złotówka do słoiczka?

G: No właśnie nie:) jakoś utarło mi się w przekonaniu, że mi jest w życiu niepotrzebne. I można tak żyć.

M: Tak? Nawet kurcze blade? Cholera jasna? Niech to szlag? Albo pocałuj mnie w dupę?

G: Też nie. W domu w sumie też jakoś przekleństwa nigdy się nie pojawiały. I to też nie była jakaś tam dyscyplina, tylko coś naturalnego. Mnie najbardziej bawi tekst taty, który lubi mówić „niech to drzwi ścisną”. Ja chyba reaguje głównie śmiechem.

M: A denerwujesz się czasami?

G: No pewnie. Przecież jestem tylko człowiekiem i również mi puszczają nerwy, ale wtedy to raczej jestem cyniczny i bardzo ironiczny.

M: Uff, czyli jesteś człowiekiem, to dobrze…

G: To dobrze, że coś ustaliliśmy.

M: No to wtedy właśnie, kiedy jesteś zły, wściekły, poirytowany, jak wyrażasz swoje emocje? Tylko mi nie mów, że walisz głową w ścianę, bo będę musiała zakląć.

G: Niedawno mnie znajomy próbował sprowokować. Męczył się przez pół godziny, ale w końcu się poddał:) Co się tyczy pytania — wydaje mi się, że negatywne emocje trzeba jakoś zagospodarować. Nie uwierzysz, ale mi najlepiej się pisze teksty, gdy jestem naprawdę wkurzony. Może to dziwne, ale działa.

M: A gdy musisz zareagować już teraz, natychmiast?

G: Hm… głównie się bulwersuję i przedstawiam problem w krzywym zwierciadle. Przypomina to wtedy kabaret. Wychodzę z założenia, że przeklinanie w żaden sposób nie rozwiąże problemu. Dlatego jakoś uznaję to za bezcelowe.

M: Następne pytanie miało brzmieć „czy gdy mówisz sam do siebie (nie mów, że nie mówisz!) i wiesz, że nikt Cię nie słyszy? Zdarza się?”, ale podejrzewam, że się nie ugniesz…

G: Jasne, że mówię sam do siebie. Przecież każdy ma jakąś niezdiagnozowaną jeszcze chorobę psychiczną. Nie ma to jednak związku z przeklinaniem.

M: A co z prowokacją? Wiem, że kolega Cię próbował sprowokować, ale kolega nie ma na pewno takich zdolności, jak nasza reprezentacja piłkarska! Czysta, jawna prowokacja!

G: Ostatnio nasza reprezentacja piłkarska zagrała naprawdę fajnie;) Nie zmienia to faktu, że mogą to być „podrygi ostrygi”. Jest przykro, gdy widzi się kiepską grę, ale to również idealny temat do żartów. Przeklinanie przecież nie zmieni obrazu gry.

M: Nie zmienia? No widzisz, ja się nie znam, ale myślałam, że skoro wszyscy krzyczą podczas meczu brzydkie słowa, to jednak coś to daje…

G: No może słownictwo niektórym się poszerza.

M: A czy masz jakieś wyrażenia na potrzebę chwili jak Twój tata? Mój dziadek, jak chciał zakląć to mówił „krucy papucy”

G: Hm w zależności od chwili używam — matko, matkooooooo, o matko, masakra, no tragedia. To wyrazy, które najczęściej wypowiadam w tzw. „agresji”

M: Ha, ha, widzę, że „matka” występuje w kilku wersjach.

G: Wszystko zależy od sytuacji. Ludzie przecież używają łaciny w wielu odmianach. Ja zatem mogę sobie też matkować na różne sposoby.

M: No pewnie, że możesz, różnorodność musi być!

G: A Ty masz jakieś ulubione słówka na takie okazje?:>

M: No pewnie, same brzydkie, niestety. A czy to, że nie przeklinasz, oznacza również, że jesteś tym…no…takie starodawne i niemodne słowo…acha, dżentelmenem?

G: Tak, można powiedzieć, że jestem i romantykiem i dżentelmenem. Lubię otwierać drzwi, kupować kwiaty lub czekoladki. Grafitowa przynajmniej na razie się nie skarżyła.

M: No, no, jestem pod coraz większym wrażeniem.

G: To w sumie nic trudnego. Dla ważnych i wartościowych ludzi warto się starać Podkreślę jednak, że nie widzę w tym nic niezwykłego.

M: Tak, masz rację, to nie jest niezwykłe, niestety coraz mniej tego w świecie.

G: Niektórzy wytłumaczą to karmą, a ja nazwę to wyłącznie dobrym wychowaniem.

M: A gdy ktoś przeklina przy Tobie? Jak reagujesz? Zwracasz uwagę? Czy cierpliwie słuchasz?

G: Wydaje mi się, że po prostu to ignoruję. Jak ktoś lubi, to niech sobie przeklina :)Byle nie używać łaciny jako przecinków.

M: No nie, masz rację, takich przecinków ja też nie lubię.

G: Nie wiem jak wśród kobiet, ale na budowie często słyszałem takie zwroty. Podobno „inaczej się nie da”

M: U niektórych kobiet też inaczej się nie da, niestety. Dobra, żeby nie było, że tylko o przeklinaniu gadamy, to zapytam o coś z innej beczki. Jak powstał Grafitowy blog? Od czego się zaczęło? I w jakim celu?

G: O matko! Nie przygotowałem sobie odpowiedzi! A poważniej, grafitowy blog to naprawdę długi proces. Wszystko zaczęło się od głupiej myśli — a może zacznę pisać? Potem wraz z grafitową walczyliśmy dwa dni z nazwą. Na początku działałem na platformie bloog.pl. Po kilku miesiącach chciałem spróbować czegoś własnego. Następnie bawiłem się szablonami i starałem znaleźć taki, który będzie bardzo funkcjonalny i użyteczny. Zabawne jest to, że początkowo blog miał nazywać się grafit, a nie grafitowy. Po przegooglowaniu okazało się, że jest już kilka takich blogów i nawet jakiś zespół muzyczny. Blog stworzyłem, bo lubię kreować opinię na każdy temat. Nie ma lepszego miejsca niż blogowanie, by dzielić się ze swoimi przemyśleniami i spostrzeżeniami jak blog. Tu czuję się naprawdę wolny.

M: Masz rację, blog daje swobodę i pewną wolność, też tak to odczuwam.
Czy wiążesz z pisaniem swoją przyszłość? Czy planujesz pójść dalej?

G: Powiem otwarcie. Liczę, ze kiedyś moje pisanie przyniesie mi korzyści finansowe. Nie widze w tym nic złego, bo jest różnica pomiędzy pisaniem dla pieniędzy, a zarabianiem na pisaniu. Ja stanowczo wybieram to drugie.

M: Tak, zgadzam się z Tobą. Chodziło mi jednak o jeszcze dalej, znaczy książka, na przykład…

G: Tak. Mam nawet pomysł na własną książkę, ale potrzebuję na to sporo czasu. Na to jednak teraz się nie zapowiada.

M: Nigdy nie wiesz. Najważniejsze, że masz pomysł. Bardzo fajny, moim zdaniem, bo piszesz bardzo sympatycznie! Żeby pisać, trzeba czytać, mocno w to wierzę. Czytasz? Jakiego rodzaju literaturę lubisz? I jakiego rodzaju blogi są dla Ciebie najprzyjemniejsze?

G: Tu Cię zaskoczę:) Ogólnie bardzo mało książek czytam. Ostatnio to chyba na pierwszych studiach. Gustuję głównie w fantastyce. Co do blogów to przede wszystkim odpowiadają mi blogi lifestylowe, bo nie ograniczają się wyłącznie do jednej tematyki. Teraz raczej skupiam się na czasopismach branżowych, ale w nich trochę brakuje mi hobbitów.

M: Zaskoczyłeś, rzeczywiście. A Czy spotkałeś na swoim blogu zmory blogosfery, czyli hejterów? Jeżeli tak, to jak sobie z nimi radzisz? Usuwasz wulgarne komentarze?

G: Niestety jestem chyba jeszcze zbyt maluczki. Do tej pory nie spotkałem żadnego hejtera. Dostaję natomiast masę spamu, z którym walczę niestrudzenie. Komentarze wulgarne zazwyczaj edytuje i dopisuje „odsyłam do regulaminu”.

M: To bardzo dobrze, że nie spotkałeś. Ja też nie spotkałam i myślałam, że coś ze mną nie tak jest.

G: Lubię myśleć, że dobrym blogerom hejt się nie przytrafia.

M: Czy jest jakieś pytanie, na które zawsze chciałeś odpowiedzieć, a nikt Ci nigdy go nie zadał?

G: Zawsze się zastanawiałem czy ktoś nie porówna mnie do Tomka Tomczyka.

M: To znaczy w jakim sensie? Przyznam szczerze, że dzisiaj po praz pierwszy dowiedziałam się o istnieniu takiego pana, ale zbieg okoliczności, że akurat o nim piszesz, znalazłam go przez przypadek, szukając czegoś w necie. Wiem już, że to jeden z najpopularniejszych blogerów.

G: Według mnie dobrze jest porównywać się do lepszych. Jest to zdecydowanie bardziej motywujące.

M: Oczywiście! Dobrze, na sam już koniec, tak na wszelki wypadek, gdybyś znał odpowiedź, bo wielu jej poszukiwało, ale nikt jak dotąd jej nie znalazł — Czy masz podejrzenia, kto może być ojcem dziecka Kangurzycy z Kubusia Puchatka??

G: O kurde:D zastrzeliłaś mnie tym pytaniem Obstawiam, że jakiś Kangur.

M: Ha! Kurde? Wiem, wiem, pewnie żartowałeś. A poważnie to tak, ale jaki? Kangura w tej bajce nie ma żadnego|! Żadnego! Jest tylko Kubuś, pan Sowa, Tygrysek, Prosiaczek i Krzyś!
I Kłapouch

G: Hm

M: Dobra, czyli nie wiesz. Ale warto było spróbować…

G: W książce Tygrysek chyba mieszka z Kangurzycą nie chce nic insynuować.

M: Serio? Czyli jednak coś czytasz! Może kiedyś moje dzieci to sprawdzą. Ja nigdy tego nie czytałam, tylko oglądałam, ale nie przypominam sobie takiej akcji.

G: Co do książki, to o ile mnie pamięć nie myli, to właśnie tak było. W grę wchodzi tez adopcja;).

M: Ty, w sumie… No to ciiiii, żeby się kangurzątko nie dowiedziało! Grafitowy, bardzo Ci dziękuję! Muszę przyznać, że była to czysta przyjemność, rozmawiać z Tobą!

G: Super. Ja również Ci dziękuję, była to dla mnie ogromna przyjemność. Bawiłem się naprawdę świetnie.

M: Ja również! Dzięki!

I to tyle moi mili. Tak mi się spodobało, że przymierzam się do kolejnego wywiadu.

Visit Us On FacebookCheck Our Feed
Przeczytaj poprzedni wpis:
City-by-night
Go with the flow czyli mam coś nowego!

Przez cały tydzień miałam jakieś grypsko i nie chodziłam do pracy, znaczy poszłam raz, ale okazało się, że nie mogłam...

Zamknij