heart-570962_1280
RODZICIELSTWO,

Kiedy rodzi się szczęście

”Oh my god! Oh my god!” krzyczałam najgłośniej, jak tylko potrafiłam, żeby choć trochę ulżyć sobie w bólu. Nie pomogło. Do dziś nie rozumiem, dlaczego wtedy krzyczałam po angielsku, być może dlatego, że mniej sylab niż po polsku (o jedną, ale zawsze to jedna mniej), a nie miałam energii na więcej? A może dlatego, żeby się upewnić, że wszyscy wokół na pewno wiedzieli, jak bardzo cierpię? Po polsku mogliby nie zrozumieć.

21 Grudnia 2010 rok. Pierwsze bóle obudziły mnie w środku nocy. M spał spokojnie, chrapał sobie beztrosko, a ja zaczynałam się męczyć, mimo to ekscytacja rosła z każdą jedną minutą. Wiedziałam z doświadczenia, że nie ma co panikować, trzeba poczekać, aż będzie bolało bardziej. W końcu o 8 rano byłam gotowa, oboje byliśmy gotowi, wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy na spotkanie z naszym drugim dzieckiem.

Przygotowałam sobie wcześniej całą siatkę jedzenia,  wypełniona była głównie batonami typu Mars, żeby dodały mi energii, ale oczywiście zapomniałam jej wziąć ze sobą. W szpitalu wysłałam M po coś do jedzenia, ale gdy wrócił, nie miałam czasu nawet nic przełknąć, bo skurcze były co 20 sekund. Ból całkowicie mnie zaskoczył, narodziny Myszy przebiegały całkiem inaczej.

”Oh my god” krzyknęłam kilka, może kilkanaście razy, zanim położna położyła mi na piersi jeden z dwóch najwspanialszych cudów świata! Nasz mały, różowiutki, wyczekany cud! Czułam się tak, jak gdyby słońce świeciło tylko i wyłącznie dla mnie i dla mojej rodziny, czułam rosnące serce, rozpychające z impetem klatkę piersiową. Fala uniesienia i emocji była tak wielka, że czasami zapominałam łapać oddech. Mój malutki cud, mój najwspanialszy, najcudowniejszy chłopczyk, który doprowadził mnie w swoim krótkim życiu do tylu emocji, że nie jestem w stanie tego nawet pojąć. Tyle szczęścia, miłości, tyle strachu i obawy, a czasami tyle rozgoryczenia i rezygnacji.

Czasami serce rozpadało się na miliony kawałków, po to, żeby po chwili powstać od nowa, potężniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Mój cud kończy dzisiaj 4 lata! 4 lata pełne dumy i miłości.

Wszystkiego najlepszego mój wspaniały malutki mężczyzno.

[/su_custom_gallery]
Visit Us On FacebookCheck Our Feed
Przeczytaj poprzedni wpis:
hand-447040_1280
Nie jestem bohaterem, to instynkt.

Ilu z nas bez zastanowienia rzuciłoby się na pomoc człowiekowi, uwięzionemu z płonącym samochodzie? Lubię myśleć, że większość, jednocześnie jednak odczuwam...

Zamknij