mój mąż poszedł na jedno piwo
BANIALUKI,

O tym jak mój mąż poszedł na jedno piwo. Znowu!

Pisałam wam kiedyś o tym, jak mój mąż poszedł na piwo, pamiętacie? (Jak nie, to tekst jest tutaj). Trochę mu to nie pasowało, bo „nie chce, żeby wszyscy wiedzieli”. A to przecież nie wszyscy, tylko czytelnicy bloga, nie? I kilu (set) znajomych. Poza tym sam się prosi, to co poradzę?

Poszedł na piwo znowu. Tylko jedno, bo z kolegami z pracy, którzy go namówili, a on stwierdził: „Tylko jedno. Ja nie będę z nimi pił!”. Trochę mnie to zaniepokoiło, bo na hasło „ Tylko jedno” przypomniało mi się, co mu się po tym jednym stało ostatnio.

Poszedł prosto po pracy. Dodam jeszcze, że był bardzo zadowolony, że się przejedzie pociągiem, jak to ujął: „Przynajmniej tyle z tego będzie!”. O niewyjaśnionej miłości M do pociągów pisałam trochę tutaj, dalej mu nie przeszło. Myślę sobie, jak na jedno, to wróci pewnie, zanim dzieciaki będą w łóżkach. Najwyraźniej jednak musiało być w miarę przyjemnie, bo nie wrócił. Napisałam smsa, o której mniej więcej będzie, żebym się nie martwiła, że znowu pływa na mrozie. Cisza. Telefon rozładowany. No to czekam. Sprawdziłam pociągi. Ostatni przyjeżdżał zaraz po 23, wiec czekałam, bo wiedziałam że musi nim przyjechać, inaczej nie miałby jak wrócić.

I na pewno się domyślacie co było dalej, że skoro o tym piszę, to drańciuch nie przyjechał. Oczywiście, że nie przyjechał. No to ja za telefon i dzwonię do jego kolegi. Ten mówi, że ostatni raz go widział po 22:00 jak szedł z innym kolegą na pociąg. Czyli poszedł na pociąg, ale nim nie przyjechał. Czyli wpadł pod niego. Koło dworca płynie rzeka, wiec to tez wchodziło w rachubę. Albo zasnął na dworcu i zamarznął. Wyobraźnia pracuje. Dzwonię do drugiego kolegi. Odprowadził M na pociąg, sam przegapił swój, ale M miał jeszcze dużo czasu do przyjazdu wiec na pewno do niego wsiadł i żebym czekała. Czekam, ale już wiem, że lada chwila jasny szlag mnie trafi. W końcu dzwoni kolega, czy M dotarł. Ja, że nie, nie dotarł i że to był ostatni pociąg w tą stronę. Wrócił się wiec na dworzec zapytać, czy  nie widzieli mojego M. Nie widzieli, ale zadzwonili na stację końcową pociągu, którym miał jechać, bo być może przegapił swoją stację i pojechał do końca. Się znalazł, na końcowej stacji, bo nie wysiadł, bo se zasnął. Pan obiecał, że wsadzi go w pociąg w druga stronę. Ok. Czekam wiec, bo podali mi godzinę przyjazdu pociągu do mojego miasta. I, jak łatwo się domyślić, mojego męża ani śladu. Czekam, czekam, nie ma go. Włosy mi zbielały z nerwów, a przyznacie, że po ostatnim wypadzie na jedno piwko, miałam prawo się zdenerwować, nie? Myślę gorączkowo, co robić. Na polu mróz, dzieci śpią, nałożyłam na piżamę kurtkę i podjechałam na dworzec, który jest zaraz koło naszego domu, bo skoro był w pociągu i przyjechał, a nie doszedł, to pewnie zamarza gdzieś na jakiejś ławce. „Chyba, że poszedł popływać” myślę sobie i ciarki mi po plecach przechodzą. Na dworcu ani widu, ani słychu. Po drodze też nie. Teraz to już byłam wystraszona na maksa.

Zadzwoniłam na policje, że nie wiem co robić, że mąż wsiadł do pociągu, że go widziano na obu stacjach i że wciąż go nie ma. Policjant przełączył mnie do policji transportowej, a oni połączyli mnie ze stacją kolejową, na której ostatnio widziano M. „Taki w czerwonej kurtce? No był. Trochę przysnął i tutaj wysiadł, ale wpakowaliśmy go z powrotem. Czy był pijany? Wie pani…no…był. Ale też i bardzo śpiący”. Aha. Druga w nocy, a jego dalej nie ma. Dzwonię więc jeszcze raz, tym razem żeby mnie połączyli ze stacją, z której wyjechał za pierwszym razem. Czekam na połączenie i w tej chwili słyszę pukanie. Serce mi zamiera, czy to policja jak ostatnim razem? Idę. Nie, to mój mąż. Cały i zdrowy. Troszku jakby nawalony jak na jedno piwo.  Wchodzi sobie jak gdyby nigdy nic, „cześć kochanie” jeszcze bezczelnie rzuca w moją stronę! I tłumaczy, że wrócił taksówką, bo se dwa razy usnął w pociągu i nie wysiadł. Bo na polu był mróz, a w pociągu ciepełko i on dlatego usnął. Bo koledzy go namówili, żeby się z nimi napił, to się napił i tak wyszło. Ja wyszłam z siebie i poszłam na góre.

Jedno jest pewne, więcej sam na jedno piwo nie wyjdzie. Chyba, że po moim trupie! Teraz to już nawet pociągiem sam nie pojedzie! Skończyło się babci sranie!

Visit Us On FacebookCheck Our Feed
Przeczytaj poprzedni wpis:
kaboompics.com_White laptop with black keyboard
6 rzeczy, które ludzie sukcesu robią inaczej

Chęć dążenia do sukcesu jest naturalna, tak uważam. Paradoksalnie jednak nasza natura stawia też przed nami przeszkody. Uwielbiasz przyzwyczajenia, jak...

Zamknij