Trochę mi wstyd
– Opowiesz mi bajkę o transformersach, mama?
Jasne. Opowiem. O dzielnym małym transformersie, który był dzielniejszy i odważniejszy od wszystkich innych transformersów. I miał dobre serduszko.
Misiek powoli zamyka oczy. Jego oddech staje się coraz bardziej miarowy.
– Śpisz mama? – co jakiś czas dotyka rączką mojego policzka, tak jakby sprawdzał, czy wciąż przy nim jestem, upewnia się, że jeszcze nie poszłam, aby zająć się swoimi sprawami. Zasypia. Leżę jeszcze chwilę obok w jego ciepłym, nowym łóżeczku. Mój czterolatek otulony pościelą ze Spidermanem, bezpieczny i spokojny, śpi, aby móc odpocząć przed kolejnym, pełnym wrażeń, dniem. A ja nie mogę się napatrzyć na jego spokojną, śliczną twarz.
I właśnie wtedy, w tamtym momencie uderza mnie wspomnienie zdjęć, które tego dnia pojawiły się na mojej tablicy na fb. Nie chciałam ich oglądać, ale nie dało się tak po prostu obojętnie przesunąć ekranu w dół. Obejrzałam i od razu zapragnęłam zapomnieć.
Noc. Na brzegu, oblane lodowatą morską wodą, leżą ciała. Bezwładne. Ciało chłopczyka w pieluszce leży w taki sposób, że głowa chłopca zakryta jest wodą. Obok dziewczynka w sukience w wielkie grochy. Tamtej nocy zginęło osiemdziesięciu uchodźców z Syrii. Zdjęcia przedstawiają pięć ciał, w tym cztery ciała dzieci.
Wiem, że świat nie jest do końca dobrym miejscem, wiem, że każdego dnia dzieją się rzeczy, o których nikt nie chce słyszeć. Udajemy, że to nie nasza sprawa, że to nas nie dotyczy, że i tak nic nie można zrobić i idziemy dalej, zajęci swoimi problemami. Jednak takie zdjęcia jak te potrafią ogłuszyć. Podczas gdy ja poprzedniego wieczoru utulałam swoje dzieci do snu, gdzieś na lodowatym oceanie inne dzieci walczyły o życie. Przerażone tym co się dzieje, w ucieczce przed złem, które polowało na nich w ich własnym kraju, znalazły się w sytuacji, która była ich ostatnim przeżyciem. Moje dziecko walczy ze zmęczeniem, próbuje utrzymać otwarte powieki jak najdłużej i wpatruje się we mnie swoimi pięknymi, szczęśliwymi oczami. W tym samym czasie gdzieś tam, dziecko, które ma jedynie to, w co jest ubrane, walczy o oddech, samotne, przerażone do granic możliwości, nie zdające sobie sprawy, że urodziło się w nieodpowiednim czasie, w nieodpowiednim miejscu, urodziło się bez szans na wspaniałe życie.
W takich chwilach odczuwam coś w rodzaju wstydu. Wstyd mi, że mam tak wiele, wstyd mi, że cieszę się tym każdego dnia. Wstyd mi, że jedyne co mogę zrobić, to napisać o ciałkach wyrzuconych na zimny piasek, zasmucić się, zalać łzami. I wstyd mi, że to i tak nic nie zmieni…