Mam hejterów
STYL ŻYCIA,

Mam hejterów! A już zaczynałam się martwić

Się doczekałam. Nie powiem, żeby mi jakoś spieszno było, ale powiadają, że bloger, który nie ma hejterów, to nie bloger. Wniosek? Swoich hejterów trzeba mieć, a ja nie miałam za wielu. 20 miesięcy prowadzenia bloga i musiałam zaledwie wykasować może ze trzy komentarze. To tyle, co nic przecież. I to jeszcze za czasów blogowania na Onecie, więc się nie liczy. Wiadomo, Onet poleca blog na głównej, wchodzą tacy, co to szukają głównie sensacji i coś im się wymsknie czasami, że autor idiota i takie tam. Odkąd przeszłam na swoją domenę, cisza, wszyscy mnie lubią, a ci, co nie lubią, nic nie mówią.

Aż do wczoraj. Ktoś się uczepił tekstu o moim psie, opublikowanym ponad rok temu. I tak się oburzył, że porozsyłał tekst na fb. A wiadomo, jak się doda odpowiednio magnetyczny opisik, to tak zwany Plebs (jak to mawia Tomczyk) się zlatuje, jak muchy do gówna.

Kilkanaście komentarzy, takich, co to mi miały w pięty pójść. Ktoś przeczyta jeden tekst i od razu wszystko o mnie wie. Byli nawet tacy, co to mi przyszłość wróżyli i mówili, na kogo wyrosną moje dzieci. Plebs ma to do siebie, że często nie rozumie tego, co czyta i wiele musi się domyślać, oczywiście biorąc pod uwagę jedynie swój ciasny światopogląd. Napisałam, że syn próbował ujeżdżać psa, plebs czyta „syn maltretował psa, a ja nie reagowałam”. Napisałam, że byłam zła na siebie, że nie mogłam sobie z psem poradzić, plebs czyta „to wszystko wina psa”. A potem rzuca się do klawiatury, co by się wyżyć, w dodatku z błędami.

Miałam więc zajęcie wczoraj, kasowałam te wszystkie komentarze, co wywołało jeszcze większą agresję, no bo przecież jak to tak? Co za dojrzałość, kasować komentarze, które mi nie pasują! I tchórzostwo. I od razu swoich hejterów musiałam zawieść, bo oni chcą sprowokować, poprzeklinać, gównem obrzucić, a ja nie odrzucam? Nie pyskuję? Nie tłumaczę się? Tylko ciach, kasuję  komentarze? A no oczywiście. Lubię dyskusje na poziomie i nie boję się krytyki. Jednak chamstwo, to jakby troszkę coś innego. A u mnie na blogu chamstwa nie ma. I nie będzie. I każdy komentarz, który jest obraźliwy w stosunku do kogokolwiek, jest kasowany. Nie zniżam się do pewnego poziomu. A jak ktoś mi wchodzi na grzędę i robi na niej kupę, to ja ładnie sprzątam, delikatnie, żeby nie rozgrzebać, bo wiadomo, rozgrzebane bardziej śmierdzi.

Mój blog nie jest dla wszystkich. Jest dla tych, którzy potrafią czytać pomiędzy wierszami, a nawet jeżeli nie potrafią, to przynajmniej rozumieją to, co jest napisane czarno na białym. Tak więc posprzątałam, przewietrzyłam i już nawet nie śmierdzi. Co nie oznacza, że w ogóle się tym nie przejęłam. Trochę pokłuło, bo nie lubię, jak ktoś szuka zwady na chama, a już najbardziej nie lubię osądzania, nie tylko mnie, kogokolwiek. Jednak mój mądry mąż mnie zaraz pocieszył, pukając się zaciekle w głowę. ”Co się przejmujesz? Powinnaś się cieszyć, ktoś rozesłał Twój tekst. Myślący ludzie też to przeczytają. I wejdą dalej, żeby się dowiedzieć o Tobie więcej. I zostaną”. Mój mąż nigdy nie ma racji, bo rację zawsze mam ja, wiadomo, co nie? Jednak tym razem, wyjątkowo…

I tu chciałam podziękować moim hejterom, którzy tak gorliwie rozsyłali mój tekst wczoraj. Gdy weszłam na statystyki, nie mogłam uwierzyć. M miał rację, na blogu aż wrzało. W ciągu tygodnia mój blog nie zbierał nigdy tylu polubień, ile zebrał właśnie wczoraj. Także ten, dzięki za wszystko drodzy hejterzy i wpadajcie częściej.

Visit Us On FacebookCheck Our Feed
Przeczytaj poprzedni wpis:
zle-otoczenie-nas-zabija
A mówili mi kiedyś, że przyjaźń nie istnieje

  Miałam niespełna 11, może 12 lat, kiedy poznałam Grześka na letniej kolonii. Trudno go było nie poznać, bo on...

Zamknij